✾Rozdział 17

268 37 14
                                    


Cassyan rzeczywiście zostawił mi książkę.

Gdy wieczorem wróciłam do komnaty po całym dniu zbierania truskawek z Virienne, znalazłam opasły tom leżący na szafce nocnej. Srebrne, lekko skośne litery układały się w dwa słowa "Głos feniksów". Okładkę zdobił płomienny ptak ze złotymi skrzydłami.

Przesunęłam dłonią po książce. Piękna robota. Wnętrze wcale nie gorsze — całość napisana w języku powszechnym i zdobiona małymi ilustracjami, wykonanymi złotym tuszem. Z pewnością była to robota wykonana w celu zadowolenia jakiegoś monarchy. Nikogo innego nie byłoby stać na to dzieło.

Dzieło, które teraz trzymałam w rękach.

Gdy tylko zafascynowana otworzyłam księgę, przerwało mi pukanie do drzwi.

— Puk, puk. — Virienne weszła do środka, niosąc srebrną tacę z uśmiechem na ustach. — Przyniosłam ci coś. Moja mama zawsze powtarzała, że jedzenie jest lekarstwem na wszystko! — zachichotała.

Postawiła parujące jedzenie na stoliku nocnym i usiadła obok. Choć starałam się udawać niezainteresowaną, ciężko było choćby nie spojrzeć na te pyszności. Polane syropem naleśniki, kolorowe owoce, których smak mogłam sobie tylko wyobrazić, miseczka kaszy z miodem. Obok mały niebieski imbryk i filiżanka.

— Czujesz się już trochę lepiej? — spytała, przyglądając mi się.

Odłożyłam książkę na bok.

— Teraz, kiedy tu jesteś, o wiele lepiej. Dziękuję za kolację.

— Cała przyjemność po mojej stronie. Powiedz, czy wpadłaś już na jakiś pomysł? Wiesz, jak złamać klątwę? — spytała, przysuwając się bliżej.

Westchnęłam.

— Próbowałam czegoś, ale okazało się to kompletną bzdurą. Nie mam pojęcia, co musimy zrobić. Zresztą, skąd mam wiedzieć? Mogę się tylko domyślać.

Virienne energicznie pokiwała głową.

— Racja, racja! A co, gdyby... Hmm, gdyby podpowiedź była tuż pod naszymi nosami... — Wstała i zaczęła krążyć po komnacie.

— Co masz na myśli?

— No, przecież klątwy muszą być możliwe do rozwiązania. Musi być jakiś klucz. Tylko, gdzie... — Patrzyłam, jak Virienne przesuwa komodę w jedną i drugą stronę. — Albo może coś w ścianach...

— Vi, myślę, że to nie ma sensu. Po co siostra Cassyana miałaby cokolwiek nam ułatwiać?

Ale jak tylko wypowiedziałam te słowa, Virienne wzniosła okrzyk triumfu. Trzymając w rękach jedną z szuflad pełną poskładanych koszul, szczerzyła się do mnie i oczekiwała reakcji. Dopiero po chwili zrozumiałam, na co patrzy.

W środku, na ściance komody widniał napis: zabij.

Nie brzmiało to zbyt optymistycznie.

— Trzeba wyjąć kolejne — rzuciłam do Virienne, siadając obok niej.

Pozostałe szuflady odkryły kolejne słowa, z których powstał napis.

zabij w imię miłości

Spojrzałyśmy na siebie z Vi.

— Virienne, jesteś genialna.

— Pomyślałam sobie — zaczęła, wpatrując się w nabazgrane litery — że to nie Catarina mogłaby nam coś ułatwiać.

Wiedziałam, o czym mówi. Inne dziewczyny, które zajmowały ten sam pokój, co ja.

Klątwa orchideiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz