✾Rozdział 18

269 30 13
                                    

 — Bezsenna noc? — spytałam.

— Każdego czasem dręczą wspomnienia — odparł, lustrując moją twarz. — Nie dają spać.

W jego oczach odbijało się blade światło lampy. Nie wyglądał na zmęczonego, wręcz przeciwnie, był dziwnie odprężony, o czym mówiło całe jego ciało. Stał pochylony nad barierką z obiema rękami opartymi o murek, a na jego ustach błąkał się niewymuszony uśmieszek.

— Znalazłam z Virienne napis w mojej sypialni — zaczęłam, patrząc na emocje pojawiające się na jego twarzy. — To chyba jakaś podpowiedź.

— Zatem już wiesz, co musisz zrobić.

— Nic nie wiem — warknęłam nagle, zirytowana jego odpowiedzią. — Dałeś mi "Głos feniksów", ponieważ tam opisano podobną historię do twojej.

— Jeśli tak chcesz to interpretować.

— Co to znaczy? Chyba właśnie dlatego miałam ją przeczytać, żeby dostać jakąś wskazówkę.

— Ja nie mogę dawać ci żadnych wskazówek — odparł ostrzejszym tonem. — Nie wiem, co odkryłaś z Virienne, ale nie chcę wiedzieć. Jeśli ci to pomoże, świetnie.

— Dlaczego jesteś taki wredny? Myślałam, że mamy współpracować. Próbuję ci pomóc, a w zamian znoszę twoje humory i chowam się w piwnicach, żeby przeżyć, kiedy zmieniasz się w wilkołaka, czy w innego potwora.

Cassyan westchnął, wznosząc oczy ku niebu, co jeszcze bardziej mnie rozsierdziło. Jak on może być tak spokojny? Wolałabym, żeby też na mnie nawrzeszczał i powiedział, co go gryzie.

— Wiesz, co jest napisane w mojej komnacie — stwierdziłam nagle, próbując odgadnąć jego myśli. — Cholera, przecież to twój dom, musisz wiedzieć.

W końcu się poddał.

— Oczywiście, że wiem. Ale to nie sprawia, że łatwo mi o tym rozmawiać — odparł, nie patrząc w moją stronę. — Żadnej z tych dziewczyn nie chciałem skrzywdzić.

— Kochałeś jedną z nich.

— Nie wiedziałem, że z Virienne jest tak straszna plotkara.

— Chce mi pomóc. Najwidoczniej uznała, że powinnam to wiedzieć — mruknęłam. Potarłam ramiona, gdy wiatr mocniej naparł na moje ciało.

— Kochałem ją i nie potrafiłem ochronić, dlatego później zbudowaliśmy schron pod ziemią. Żeby to się więcej nie powtórzyło. Zrobiłem już zbyt wiele złych rzeczy, nawet jak na króla.

— To prawda. Ale żałujesz, a to czyni cię lepszym od innych złych władców.

— Zawsze to jakieś pocieszenie. — Uśmiechnął się niemrawo. — Arelia nie podzielała mojego zamiłowania do książek. Bardzo ceniła sobie wolność i nie rozumiała, jak można z własnej woli zamykać się w czterech ścianach i czytać. Wolała czuć wiatr we włosach i zapach drzew.

— Była magiczką?

— Nie, ale to nie miało znaczenia. Kwiaty słuchały jej tak, jakby mówiła im, co mają robić. Nie potrzebowała magii.

Na kilka chwil zapadła cisza przerywana jedynie cykaniem świerszczy i naszymi oddechami.

— Miałaś rację co do książki. Tamta historia kończy się dobrze, ponieważ ktoś pokochał czarnoksiężnika w ciele ptaka. Tak złamano klątwę.

— Nie można zmusić do miłości.

— W tym największa trudność. — Przetarł twarz dłonią. — Może nie powinienem dawać ci "Głosu feniksów", tylko namieszał ci w głowie. Poprosiłaś mnie o książkę, którą lubię, a na tę już nie mogę patrzeć.

Klątwa orchideiWhere stories live. Discover now