✾Rozdział 2

679 80 79
                                    

Na stoliku przed każdą z nas ułożono cztery przedmioty: gałązkę, glinianą miskę z wodą, pąk kwiatu i świecę. Zawsze wyglądało to tak samo.

— Dziewczęta, gdzie wasze zaangażowanie? Ćwiczymy dziennie przez godzinę, aż w końcu zobaczymy efekty — powiedziała Delia, która zgodnie z własnymi ustaleniami, prowadziła zajęcia z czegoś, co nazywała "próbą magii". Z tym że z magią niewiele miało to wspólnego. — Jak zwykle próbujecie zdmuchnąć gałązkę, poruszyć wodę, zapalić świecę lub sprawić, by wasz kwiat rozkwitł. Jeśli żadna z was nie wykaże zdolności przy tych praktykach, myślę, że nawet nie spróbujemy przejść do piątego żywiołu, który jest zdecydowanie trudniejszy do ujarzmienia. Możecie zaczynać.

Nie wierzyłam w sens tych zajęć. Przestałam starać się już jakiś czas temu, kiedy skończyłam osiemnaście lat i zrozumiałam, że mój czas minął.

Powiodłam wzrokiem po sali i ze zdumieniem przyjęłam fakt, że koleżanki naprawdę starają się coś osiągnąć. Niektóre morderczym wzrokiem mierzyły miskę z wodą, inne machały rękami wokół przedmiotów. Nawet Lae, która rzekomo pogodziła się z losem przyszłej kapłanki w pomniejszej świątyni, teraz ze skupieniem wpatrywała się w gałązkę, ciężko przy tym oddychając.

— Emmalio, czy znowu musimy przeprowadzać tę rozmowę? — Delia nagle pojawiła się za moimi plecami.

Dobrze wiedziała, że nie lubiłam, gdy mnie tak nazywano. Nie chciałam jednak zwrócić jej uwagi, żeby pokazać irytację.

— Po prostu uważam, że to nie ma sensu. Większość ogniw wykazuje zdolności już w dzieciństwie. Praktycznie nigdy nie zdarza się, by stało się to po szesnastym roku życia.

Kapłanka stanęła przede mną, oparła się o stolik i przez chwilę mierzyła mnie spojrzeniem swoich soczyście zielonych oczu. Czasami ten wzrok przypominał mi ślepia żmii.

Choć Delia była niższa ode mnie niemal o głowę, jak większość osób w moim otoczeniu, czasami niemal kurczyłam się pod naporem jej surowego spojrzenia.

— Twój brak wiary naprawdę nie pomaga. Gdybyś tylko zaufała swojej bogini, na pewno łaskawie obdarzyłaby cię jakimś darem.

Ledwo powstrzymałam się od przewrócenia oczami.

— To nie zmienia faktu, że to po prostu niemożliwe. Gdybyśmy miały jakieś zdolności, na pewno dawno byśmy...

— Udało się!

Lae krzyknęła, po chwili zawtórowało jej kilka innych głosów. Spojrzałam w jej stronę niemal w tej samej chwili, co Delia.

Przyjaciółka z otwartymi szeroko ustami wpatrywała się w gałązkę wirującą w powietrzu, pomiędzy jej uniesionymi rękami. Niektóre dziewczyny podeszły do niej, by zobaczyć z bliska, co się stało. Delia zrobiła dwa kroki do przodu, bijąc brawo.

— Brawo! Tak to właśnie ma wyglądać — pochwaliła Lae i położyła dłoń na jej ramieniu. — Wygląda na to, że jeszcze jedna z was została obdarzona, bardzo mnie to cieszy.

Lae spojrzała na nią z uśmiechem i opuściła ręce. Gdy jej wzrok padł na mnie, niemrawo uniosłam kąciki ust do góry.

Dlaczego poczułam ukłucie zazdrości?

— Potrzebujesz jeszcze jakiegoś dowodu? — spytała Najstarsza Kapłanka, która znów pojawiła się obok mnie, pozwalając moim koleżankom na otoczenie Lae ze wszystkich stron i zarzucenie jej pytaniami.

Wiedziałam, że teraz przynajmniej moja przyjaciółka zyska szansę na lepsze życie. Będzie mogła wyjechać do stolicy, by uczyć się magii i szermierki, a potem zostać, kim tylko pragnie. Powinnam cieszyć się jej szczęściem.

Klątwa orchideiजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें