✾Rozdział 25

57 9 5
                                    


 Elfickie domki wyglądały jak budki lęgowe, które budowałyśmy w Bractwie. Od ptasich mieszkań odróżniało je to, że były zdecydowanie bardziej barwne, upszczone kwiatami, gdzie tylko się dało i oświetlone. Malutkie robaczki świętojańskie pełnily rolę lamp, dzięki którym w domach zbudowanych na drzewach, nie brakowało światła.

Z natłoku informacji o świecie Eskalionu, którymi zasypywano mnie każdego dnia, zapamiętałam to, że elfy mistrzowsko panowały nad magią ziemi. Rishka jeszcze wprawdzie nie dała popisu swoich umiejętności, ale wierzyłam, że jest wprawną magiczką. Dlatego też i tym razem postanowiłam poprosić ją o pomoc.

Zapukałam do jednego z domków, zbudowanego z pomalowanych na fioletowo drewnianych ścian i dachu z wielkich liści nieznanego mi różowego kwiatu. Po chwili zza malutkich drzwi wychyliła się główka w kolorze dorodnej maliny, która zapytała piskliwym głosem:

– Tak?

To oczywiście nie była Rishka.

– Ekhm, przepraszam, szukam Rishki. Możesz mi powiedzieć, gdzie mieszka?

Elfka przetarła oczy, lustrując mnie z góry na dół.

– W brzydkim, czarnym domu – odparła, krzywiąc się. – Do widzenia. – Zamknęła drzwiczki z cichym trzaskiem.

Rzeczywiście, wśród kolorowego osiedla, była jedna czarna plama na samym szczycie dębu. Powinnam ją zawołać? Chyba pożyczenie drabiny Cassyana, żeby dostać się na górę, nie wchodziło w grę.

– Rishka, jesteś w domu?! – wykrzyknęłam, ignorując śmiejącego się pod nosem Nicollaza, który właśnie przechodził obok. Nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji i prosić go o pomoc. – Rishka!

Zatrzymał się za mną i kręcił głową, dając wyraz swojemu rozbawieniu.

– Wystarczyło poprosić – oświadczył z założonymi rękami.

– Nie chcesz ze mną rozmawiać, w porządku – odparłam. – Poza tym mam sprawę do Rishki, nie do ciebie.

Nico uniósł brew.

– Chcesz, żeby dalej uczyła cię, jak korzystać z magii. – Uśmiechnął się, po czym poklepał mnie po ramieniu. Schylił się i sięgnął po mały kamyk. Przez chwilę ważył go w dłoni, po chwili dodając: – Nie jestem zły na ciebie, tylko na tego bufona.

Bez ostrzeżenia zamachnął się i rzucił kamykiem w czarny domek.

– Mała, złaź, jesteś potrzebna!

Gdy czerwona ze złości twarz elfki pojawiła się w malutkich drzwiczkach, zaraz za nią nadleciał pocisk. Uchyliłam się przed uderzeniem, a Nicollaz jęknął, łapiąc się za głowę. Kamyk trafił go w skroń.

– Pamiątka po twojej ostatniej wizycie – warknęła Rishka, zakładając ręce na ramiona. – Czego?

– Gówna pszczelego... – mruknął i od razu zgiął się wpół, zasłaniając jednocześnie głowę rękami. Gałąź drzewa, na którego gałęziach zwisały elfie domki, wydłużyła się i uderzyła go w brzuch. Nico jęknął i położył się na trawie. – Zlituj się już!

Rishka zleciała z drzewa i zatrzymała się na wysokości mojego wzroku, trzepocząc srebrzystymi skrzydełkami.

– Jeśli chcesz umieć komuś przywalić, tak jak ja to zrobiłam, to musimy wziąć się do pracy – powiedziała.

– Po to przyszłam.

– Więc przebierz się, dziewczyno i do roboty! Poszukaj, na bogów, jakichś spodni, bo w tych falbanach możesz co najwyżej pójść na bal albo na schadzkę – zarządziła, machając ręką tuż przed moją twarzą.

Klątwa orchideiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz