puszka pandory

190 21 0
                                    

– Dziękuję bardzo – uśmiecha się uprzejmie do starszej pani, od której odbiera skrzętnie zapakowane pudełko, które chowa do swojej torby. Kiwa jej głową na do widzenia, a następnie wychodzi ze sklepu. Z jego ust natychmiast wydostaje się para, ukazująca kontrast między ciepłym oddechem chłopaka, a mroźnym, grudniowym powietrzem.

Zbliża powoli opatrzone w rękawiczki dłonie do twarzy, po czym chucha w nie, aby trochę się ocieplić.

Spogląda jeszcze raz na torbę i uśmiecha się pod nosem.

Zostały dwa dni do świąt, które szczęśliwie spędzać będzie ze swoim wieloletnim partnerem. Obydwoje wzięli urlop, żeby spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, więc nie może się już doczekać, aż jutro wróci z pracy i zaczną nie tylko swoje wolne, ale też ostatnie przygotowywania do wspólnych dni.

Z tego powodu też zwolnił się dzisiaj trochę wcześniej z pracy, aby wpaść do sklepu i kupić swojemu ukochanemu świąteczny podarunek.

Padło na śliczny, ręcznie rzeźbiony nóż ozdobny, gdyż San - bo tak się nazywał jego chłopak - kochał zbierać ozdobne, wartościowe bronie.

Nóż wypatrzył już dawno, jednak bił się z myślami, czy to na pewno będzie dobry pomysł. Ozdoba nie kosztowała mało (wręcz przeciwnie, odstraszała ceną), a nie był do końca pewien, czy Sanowi się spodoba.

Szczęśliwie jednak tak się złożyło, że kiedyś przechodzili razem obok wystawy tego sklepu, a San, widząc ją, momentalnie zawrócił, po czym na głos zaczął podziwiać dokładnie ten nóż, który miał na oku.

Ponownie się uśmiecha. Teraz, po kilkumiesięcznym odkładaniu pieniędzy, w końcu go ma. Nie może się doczekać jego miny, kiedy mu go wręczy. Pochmurnieje trochę na myśl, że będzie musiał czekać jeszcze dwa dni, ale co zrobić.

Dodatkowo ma dla niego jeszcze jedną, większą niespodziankę, na której myśl pojawiały mu się motylki w brzuchu. Tak bardzo chciałby już mu to wszystko powiedzieć.

Ściska trzymaną w dłoni kopertę, po czym odwraca się na pięcie, ruszając w stronę domu.

Ich wspólnego domu.

———

– Kochanie, wróciłem! – woła, zamykając drzwi wyjściowe – Kochanie? – kiedy odpowiedź nie nadchodzi, woła ponownie, chwiejąc się, kiedy ściąga na jednej nodze swoje buty.

Znowu cisza. Marszczy się.

Dziwne, jeszcze nie wrócił do domu?

Ah, może też wstąpił po mój prezent i trochę się spóźni? – myśli, czując jak robi mu się ciepło na sercu.

Jeżeli tak, to cóż, w takim razie pozostaje mu tylko przyrządzić pyszny obiad, który wynagrodzi mu szukanie prezentu w zimnie.

Rozbiera się do reszty, po czym bierze pakunek z prezentem do ręki i rusza przez korytarz z zamiarem udania się do kuchni.

Kiedy jednak przechodzi obok ich wspólnego pokoju, coś przykuwa jego uwagę.

Jakiś dziwny, stłumiony dźwięk. Mieli grube ściany i raczej szczelne futryny, więc ciężko jest mu rozpoznać, co to dokładnie może być.

Patrzy zdziwiony na zamknięte drzwi, po czym rozgląda się po przedpokoju. Nie, ten dźwięk na pewno dochodzi stąd.

– Sannie? Jednak jesteś? – pyta, wchodząc do pokoju – Czemu mi nie odp... – przerywa, kiedy przed jego oczami zastaje scenę, której nigdy w życiu nie spodziewałby się zobaczyć.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now