subiektywny fałsz

130 22 0
                                    

– Co to za głupoty? – pyta sam siebie, a z jego głosu aż wylewa się irytacja. A może niedowierzanie? Sam nie wie, czy bardziej jest zirytowany, czy zdezorientowany tym, co właśnie przeczytał.

Trzyma w dłoni jedną z porannych gazet, które od paru lat lubił czytać przy śniadaniu. Na pierwszej stronie tejże gazety widnieje wielkie zdjęcie Seonghwy i nagłówek "DZIEDZIC BANDAINE ODNALEZIONY! WRACA Z SZOKUJĄCYMI WIEŚCIAMI!".

– Gówno, gówno, gówno, gówno! Te wszystkie słowa są gówno warte! – rzuca gazetą, wstając gwałtownie od stołu – Życie w ukryciu? Jakim ukryciu, przecież ty prowadziłeś zupełnie normalne życie, nawet pracowałeś! Jakie mieszkanie z inną kobietą? Mieszkałeś ze swoim partnerem, którego zabiłeś z zazdrości i dlatego wróciłeś! Porwanie? Co za absolutnie gówniana wymówka! – wali pieścią w stół.

Przecież to wszystko brzmi jak nieśmieszny żart! Nawet kupy się nie trzyma ta durna historyjka. Małżeństwo uprowadziło 18 letniego chłopaka, który potem został wyłącznie pod opieką kobiety? Miał uwierzyć, że dorosły, wysoki mężczyzna nie był w stanie poradzić sobie ze zwyczajną kobietą? Nie próbował się wydostać i żył siedem lat pod jej kloszem?

Co. za. stek. bzdur.

Dlaczego nikt nie zwrócił uwagi na nieprawidłowości? Dlaczego nikt nie dopytywał?

– Ah – przystaje, przypominając sobie, dlaczego wszystko, co Seonghwa zrobił do tej pory, uchodziło mu na sucho.

Pieniądze. To zawsze są pieniądze. Uciszał nimi nachalnych reporterów, a inni nie pytali, bo nie chcieli robić sobie kłopotów.

Nieważne jakie bajki im wciśnie, nieważne jak poważny czyn popełni, wszystko zamiecie pod dywan pieniędzmi.

Ale już niedługo.

Wraca do stołu, żeby przyjrzeć się ponownie zdjęciu czarnowłosego.

Sam fakt, że musiałeś wymyślić taką baśń, świadczy o tym, że jesteś winny, Park. Gdybyś nie był, opowiedziałbyś to samo, co policji. A zamiast tego, teraz próbujesz wykorzystać tę niefortunną sytuację do ustabilizowania swojej pozycji w firmie. Mądre posunięcie, ale łatwo może cię zgubić.

– Zwłaszcza, kiedy ktoś tylko czyha, żebyś się potknął – szepcze niesłyszalnie, wyrzucając gazetę do śmieci.

———

– Dzień dobry. To mój pierwszy dzień tutaj, ale postaram się pana nie rozczarować – kłania się nisko, a kiedy Seonghwa kiwa mu głową, z powrotem się prostuje.

– Nie wiem czy podołasz oczekiwaniom, ale starać się zawsze warto – uśmiecha się lekko, na co Hongjoong czuje ukłucie irytacji, jednak odwzajemnia bez słowa uśmiech.

– Postaram się, proszę pana.

– Już, już – macha ręką – Wystarczy z tymi formalnościami.

– Huh? – uniosi zdziwiony brwi, przez co tamten musi się powstrzymać od parsknięcia

– Skoro już cię zatrudniłem, a ty, jakby nie patrzeć, jesteś osobą najbliżej mnie w firmie, to nie zaszkodzi nam ominąć ten niezręczny stopień znajomości. Wtrącanie wszędzie honoratywów jest niebywale męczące, nie uważasz? – pyta, a Kim musi przetrawić to, co usłyszał. To niby zwykła prośba o przejście na ty, ale halo? Gościu jest jedną z największych szych w Korei, piszą o nim w gazetach, robią artykuły! To tak, jakby królowa Elżbieta nagle poprosiła, żeby mówić do niej per Kicia.

Jak człowiek ma nie być zdziwiony?

– A... Um... tak, pros... tak – kłopocze się, ponownie wywołując uśmiech na twarzy pracodawcy.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now