ostatni raz

144 20 5
                                    

– Hongjoong? – powtarza pytanie, kiedy mężczyzna nie odpowiada, ale już wie, że ma rację.

– Nn... Seonghwa... – białowłosy znienacka mamrocze pod nosem jego imię, przez co Park sztywnieje.

– Żyjesz? – chce go objąć, jednak zatrzymuje się w połowie czynności.

Właściwie to dlaczego się o niego martwi? Przecież Hongjoong przysporzył mu tyle problemów, ba, prawie przez niego umarł! Wykorzystał go i porzucił. Czemu miałby mu teraz pomagać?

W tę myśl odsuwa się gwałtownie od Kima, który – tracąc swoją jedyną podporę – natychmiast upada z hukiem na podłogę. Mimo dosyć spektakularnego rąbnięcia, nie reaguje w żaden sposób. Po prostu leży tam, gdzie upadł.

– Oi, chyba sobie żartujesz – Seonghwa zwiesza ramiona, obserwując nieruchomego Hongjoonga – Hej, leżysz dosłownie w wejściu do baru. Nawet drzwi nie można przez ciebie zamknąć. Ej... – potrząsa nim, jednak bezskutecznie.

Wtedy czarnowłosy w końcu przygląda mu się uważnie i prawie dostaje wścieklizny, widząc, że Kim po prostu... zasnął.

– Jesteś wariatem – cedzi przez zaciśnięte zęby, z powrotem wstając – To nie mój biznes, możesz tu nawet szczeznąć. Właściwie, życzę ci tego.

Niby wie, że Hongjoong śpi, ale brak odpowiedzi z jego strony jeszcze bardziej go irytuje.

– Odechciało mi się drinków. Chodź, Sehun. Idziemy – kiwa na ochroniarza głową i wychodzi z budynku, kierując się w stronę auta. Po drodze odwraca się jeszcze za siebie i widzi, jak białowłosy dalej leży w tym samym miejscu. Nie ruszył się nawet o milimetr.

– Nie moja sprawa... – powtarza pod nosem, zaciskając usta. Przyspiesza kroku, wręcz szarżując w stronę auta. Chwyta za klamkę, jednak go nie otwiera.

Ponownie odwraca głowę w stronę dalej otwartych na oścież drzwi, krzywiąc się na widok wystających z daleka nóg Hongjoonga i ciekawskiej pary nieznajomych, która przygląda się leżącemu na podłodze mężczyźnie.

Zamyka gwałtownie oczy, bijąc się z myślami. Sam nie wie, czego tak właściwie chce. Zdaję sobie sprawę z tego, że Hongjoong go zdradził. Rozumie, że powinien go obchodzić mniej niż zeszłoroczny śnieg. Więc dlaczego...

Dlaczego nie może po prostu go zostawić?

W końcu wzdycha cierpiętniczo, przywołując do siebie Sehuna.

– Czym ja sobie na to zasłużyłem... – mamrocze pod nosem, jednocześnie nawiązując z ochroniarzem kontakt wzrokowy – Pamiętasz pierwszy punkt naszej umowy?

– Ten, że jak będziesz chciał być sam, to mam się oddalić bez zbędnych pytań i obiekcji?

– Tak. I teraz właśnie jest ten moment – sięga do kieszeni, po chwili grzebania wyciągając z niej 30 tysięcy won w banknotach – Masz, to na taksówkę – podaje pieniądze zdezorientowanemu Sehunowi, a on patrzy na nie z głupią miną.

– Ale tak nagle? Już, teraz?

– Tak, tak nagle, już, i teraz. Jak mówiłem, zapłacę ci podwójną stawkę. A teraz wybacz, jestem zajęty – to powiedziawszy, odwraca się do niego plecami i rusza w przeciwną stronę, z powrotem do baru. Nie odwraca się już do niego, ale po chwili ciszy słyszy oddalające się w przeciwną stronę kroki.

Dobrze. Jeden problem z głowy.

Teraz kolejny... – dociera z powrotem do baru, gdzie, jak możnaby się spodziewać, w przejściu dalej leży nieprzytomny Hongjoong.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now