miecz obusieczny

168 18 9
                                    

I tak, nim się obejrzeli, minęło pół roku. Hongjoong spędzał każdą możliwą chwilę z Seonghwą, próbując znaleźć jakieś ślady jego winy, a Seonghwa nie dawał mu do tego absolutnie żadnych okazji.

Zniknęła za to między nimi niezręczność i mimowolnie się do siebie zbliżyli, choć zarówno jeden, jak i drugi starał się trzymać na dystans. Oczywiście wyszło jak wyszło, ciężko trzymać na dystans kogoś, z kim spędzasz 10 godzin dziennie dzień w dzień.

Dlatego teraz, nie przejmując się niczym, Seonghwa żuł spokojnie swojego ulubionego, śmierdzącego podle camemberta z zielonym pieprzem, a Hongjoong siedział po drugiej stronie biurka zatykając ostentacyjnie nos.

– Jezus, jak to śmierdzi. – stwierdza z obrzydzeniem, na co Park nachyla się do niego rozbawiony i dmucha mu w twarz – OHYDA, PRZESTAŃ!

– To tylko camembert, spokojnie – chichocze, biorąc kolejnego kęsa, który oczywiście również nie uniknął obrzydzonego wzroku Kima

– To nie znaczy, że musisz mi tym oblestwem chuchać w twarz.

– Wiesz, że robię tak tylko tobie.

– Wiem, i właśnie dlatego mnie to przeraża – przewraca oczami, zaznaczając coś na trzymanym dokumencie – Gdyby świat się dowiedział, jak dziwną pokraką ty jesteś, te wszystkie listy zaręczynowe – wskazuje głową kupkę niedbale rzuconych na biurko kopert – byłyby spalone razem z kandydatkami, żeby rodziny nie nosiły oznaki hańby, jaką było zapytanie cię o małżeństwo – stwierdza z kamienną twarzą, na co Seonghwa wybucha głośnym śmiechem.

– Hej, to nie takie głupie – rzuca rozbawiony – Chyba właśnie znalazłeś rozwiązanie na to jak się pozbyć tych wszystkich durnych oświadczyn, które codziennie dostaje.

– Właściwie czemu jakiejś nie przyjmiesz? Ożeniłbyś się z jakąś laską i miał kasy jak lodu. Oczywiście, dopóki nie wsadzę cię za kratki.

Tak, to również uległo zmianie. Obydwoje mówią teraz otwarcie o tym, kim są i co się stało, nie próbując już omijać tych tematów.

Ba, Seonghwa nawet sobie momentami z tego żartuje. Co prawda zawsze spotyka się to z głośnym piskiem Hongjoonga, że nie wypada żartować o zmarłych, czy coś tam, ale na szczęście zupełnie to ignoruje.

Od jakiegoś czasu koszmary wreszcie ustąpiły, pozwalając mu odstawić w końcu leki i żyć względnie normalnym życiem.

Oczywiście jeżeli normalnym życiem można określić życie milionera-mordercy, który jako sekretarkę zatrudnił chcącego go przyskrzynić glinę.

Wtedy tak, jego życie jest jak najbardziej normalne.

– Marzenia się spełniają – oddaje cios, odkładając na chwilę camemberta – Nawet tak nierealistyczne jak twoje.

– Spełnię je, nie martw się – odpowiada, zapatrzony w kartkę. Po chwili odkłada ją i wzdycha ciężko, odgarniając włosy do tyłu.

– Będę musiał jechać po rzeczy... – mamrocze do siebie, zyskując uwagę Parka

– Jakie rzeczy?

– Na komisariacie. W biurze miałem dużo swoich pierdół, które muszę teraz odebrać. Zwlekałem pół roku i jak teraz tego nie odbiorę, to po prostu to wywalą...

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Onde as histórias ganham vida. Descobre agora