gaśnie słońce

161 21 1
                                    

Przystaje przed budynkiem, który wskazuje mu nawigacja i spogląda do góry.

Jest wielki. Żeby objąć wzrokiem cały obiekt, musi maksymalnie odchylić głowę do tyłu.

Wow.

Czy... czy to na pewno tutaj?

Rozgląda się i widzi znajome mu już logo firmy, Bandaine, wypisane pokrętną czcionką tuż nad, jak przypuszcza, głównym wejściem do budynku.

Tak, to na pewno tutaj.

Zdawał sobie sprawę, że firma, do której szedł była dużą spółką, ALE BEZ PRZESADY?

Przecież ten budynek ma ze sto pięter.

Co, w środku będą jedwabne dywany i pozłacane klamki?

Kręci głową, klepiąc się lekko w policzki żeby odgonić głupie myśli.

Zerka przelotnie na zegarek i gdy upewnia się, że ma jeszcze piętnaście minut, rusza żwawym krokiem w stronę wejścia.

———

W tym momencie ma ochotę walnąć sobie plaskacza. Nie.

Tysiąc plaskaczy.

Tutaj naprawdę są pozłacane klamki i jedwabne dywany. Mało tego, całe wnętrze wygląda jak te ultra luksusowe hotele, które widział w koreańskich dramach - wszędzie są złote ornamenty, jedwabne, dopasowane kolorami zasłony, ciemne drewno, kryształy, żyrandole i jeszcze raz kryształy.

Ba, jest nawet czekoladowa fontanna, której zawsze tak strasznie chciał spróbować!

Cholera!

Zamyka oczy. Nie. Nie po to tutaj przyszedł. Musi się opanować.

Po chwili wewnętrznego lamentu nad nieszczęsną fontanną, zbiera się w sobie i wreszcie podchodzi do lady, gdzie stoi miło uśmiechająca się brunetka.

– Dzień dobry. Jestem tutaj umówiony na rozmowę o pracę na stanowisku sekretarki prezesa – pokazuje jej na telefonie mail zwrotny z firmy – Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie teraz mam się udać?

Kobieta uśmiecha się do niego życzliwie i kiwa głową, pokazując ręką w stronę windy.

– Musi pan wjechać windą na górę, na siedemdziesiąte szóste piętro. Tam będą trzy pokoje, pana interesuje ten z numerem 306, najbardziej po lewo.

– Sie... siedemdziesiąte szóste piętro? – pyta, czując, jak krew gwałtownie odchodzi mu z twarzy.

– Tak, pokój 306.

Hongjoong nie odpowiada, wpatrując się zatrwożonym wzrokiem w drzwi windy.

– Proszę pana?

– A, a tak – posyła jej niepewny uśmiech, natychmiast cofając od lady – Jasne... dziękuję bardzo za pomoc. Miłego dnia – kłania się, zostawiając zdziwioną kobietę z tyłu.

Staje przy windzie, lustrując ją wzrokiem.

Siedemdziesiąte szóste piętro. Śmieje się na głos, ściągając na siebie uwagę ludzi stojących w pobliżu.

Siedemdziesiąte szóste.

A on się, kurwa, boi jeździć windą.

To są jakieś jaja.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now