nieuniknione spotkanie

124 16 4
                                    

Słońce ledwo zaczyna budzić się do życia, kiedy Seonghwa – już od dawna na nogach – kończy zawiązywać swój krawat. To jego drugi poważny dzień w pracy po całej tej nieobecności, więc musi stawić się wcześniej, żeby nadrobić masę zaległości.

Ogląda się ostatni raz w lustrze, poprawiając jeszcze mankiety, po czym z zadowoleniem kiwa głową i odwraca się, żeby podnieść buty ze stojaka. Kiedy jest już gotowy do wyjścia, bierze do ręki swoją teczkę i wychodzi z domu, a w twarz uderza go rześkie, jesienne powietrze.

Z przyjemnością bierze głęboki wdech, pozwalając chłodnemu wiatrowi rozwiać lekko jego włosy i uśmiecha się zadowolony. Kocha jesień, to jego ulubiona pora roku.

Nie za ciepło, więc człowiek nie poci się jak świnia, ale też nie za zimno, więc nie trzeba od razu ubierać się w trzydzieści warstw ubrań. Drzewa zmieniają kolor na śliczny, złościsty odcień, ognisty pomarańcz albo ciemny brąz, a słońce świeci wysoko na niebie, ocieplając, ale nie przeszkadzając.

Pięknie. Po prostu piękne.

Jego uśmiech szybko jednak blednie, kiedy dostrzega stojące przed jego domem auto. Jak na zawołanie, z lśniącego, granatowego Mercedesa wysiada wysoki, postawny mężczyzna o włosach równie czarnych, co jego nienagannie wyprasowany garnitur.

Nieznajomy poprawia drobne wgniecenia na stroju, po czym kłania się nisko w stronę Seonghwy.

– Pan Park, zgadza się? Jestem pańskim nowym ochroniarzem. Nazywam się Oh Sehun.

– Tsk – klika z irytacją językiem, jednocześnie teatralnie przewracając oczami. Matka naprawdę to zrobiła. Nie odpowiada od razu, najpierw rozważając w głowie różne opcje pozbycia się natręta

– Zgaduję, że zwolnienie cię nie wchodzi w grę, hm?

– Nie pan jest moim pracodawcą, tylko pani Park, proszę pana – odpowiada uprzejmie, jakby spodziewając się takiej reakcji – Tylko ona może mnie zwolnić.

– Boże – wzdycha, kręcąc głową. Wpatruje się przez chwilę w nieruchomą twarz ochroniarza, po czym krzyżuje z niezadowoleniem ręce – Dobrze, niech będzie. Ale pod trzema warunkami. Po pierwsze: kiedy mówię, że chcę być sam, wychodzisz. Nie zadajesz pytań, nie protestujesz, nie komentujesz. Wiem, że matka prawdopodobnie zapłaciła ci za siedzenie przy mnie 24 na dobę, więc kiedy poproszę cię o wyjście, za czas spędzony w odosobnieniu zapłacę ci podwójną stawkę. Zrozumiałeś? – pyta, a Sehun po chwili zastanowienia kiwa głową – Świetnie. Druga sprawa, formalności. Mówimy do siebie po imieniu. Ja nie jestem pan Park, tylko Seonghwa, a ty nie jesteś pan Oh, tylko po prostu Sehun. Wystarczająco dużo osób codziennie skacze wokół mnie i zachowuje się aż zbyt formalnie, mam tego absolutnie po dziurki w nosie.

Sehun ponownie kiwa głową, na co Seonghwa uśmiecha się z zadowoleniem

– Pysznie. Więc chodźmy – wymija go i zaczyna kierować się w stronę auta, jednak ochroniarz nie rusza za nim

– A trzeci warunek? – pyta, unosząc brew – Miały być trzy.

Na to pytanie Park zatrzymuje się w połowie kroku i odwraca, posyłając mu cwany uśmiech.

– Jeszcze nie wiem. Zostawiłem sobie miejsce, jakbym czegoś potrzebował.

Sehun przechyla w zaskoczeniu głowę, bezskutecznie próbując zrozumieć logikę swojego klienta.

Dziwne. Rozmawiają od może 5 minut, a Seonghwa już zdążył powiedzieć coś, czego nie rozumie.

To chyba mój najdziwniejszy klient do tej pory – myśli, wydymając usta w zastanowieniu.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now