aktor spalonego teatru

211 19 0
                                    

Odstawia ostatnie pudło, omiatając wzrokiem apartament, który przydzieliła mu matka.

Jest duży, bardzo duży. O wiele większy od małego mieszkanka, które dzielił razem z Sanem.

Krzywi się na wspomnienie byłego chłopaka. Nie podoba mu się, jak często wędruje myślami w jego kierunku. Wie jednak, że nie ma sensu się teraz za to karcić, bo siedem lat to kupa czasu i minie wiele, wiele długich chwil, zanim nauczy się żyć bez ich wspólnych wspomnień.

Przejeżdża dłonią po skórzanej kanapie, jeszcze raz rozglądając się wokół.

Najwięcej miejsca zajmuje komplet mebli z ciemnego drewna, na który składa się stół, cztery klasyczne krzesła, duża trzydrzwiowa szafa, półki oraz dwie komody. Meble mają dodatkowo pozłacane dodatki, które aż krzyczą, że są zrobione dla jakiegoś bogatego snoba. Apartament był duży, praktyczny i do granic możliwości luksusowy.

Tak jak na dziedzica przystało.

– Dziedzic... Nie sądziłem, że znowu tu wrócę – mamrocze sam do siebie, obserwując przez okno kołyszące się spokojnie morze.

Jeszcze do wczorajszego dnia mógł pomarzyć o takim widoku. Jedyne co widział przez okno tej taniej, ciasnej kawalerki, którą razem wynajmowali to śmietniki i bezdomne zwierzęta, pachnące nieraz gorzej niż wspomniane śmieci.

Urodził się w bogactwie, jednak zrezygnował z niego dla miłości. Żył w przekonaniu, że lepiej być razem w biedzie, niż samemu w majątku.

Parska ze swojej głupoty.

Miłość. Chciał miłości, to ją dostał. Razem z lekcją, że pieniądze zawsze wygrają z uczuciami.

Zaciska gniewnie palce na szybie.

Nauczył się, że dziecięca wizja świata, w której wszystko jest idealne, nigdy nie powinna była przesłonić mu rzeczywistości. Że marzenia są dla ludzi, którzy nie potrafią poradzić sobie z rzeczywistością.

Ale koniec z tym.

Dzięki tej cennej lekcji zrozumiał doskonale, gdzie jest jego miejsce.

Tutaj.

Na stanowisku prezesa, od którego tak bardzo chciał wcześniej uciec.

Zrozumiał, że nadzieja na zmianę swojego życia od początku była skazana na porażkę.

Jest tutaj uwięziony.

Dlatego teraz ma zamiar całkowicie poświęcić się firmie, wznieść ją na wyżyny świetności. Nie miał innego wyboru. Zatopi się w pracy tak, jak powinien to zrobić już dawno temu.

Koniec z bujaniem w obłokach.

Koniec z farmazonami zwanymi miłością. Już w to nie wierzył.

Z zamyślenia wyrywa go domofon. Marszczy brwi w zaskoczeniu. Kto to może być? Dopiero się tutaj przeprowadził i adres zna tylko jego matka.

Niepewnym krokiem podchodzi do drzwi i od razu się rozchmurza, widząc znajomą twarz na ekranie.

– Seonghwa? To ja, Yunho. Otworzysz mi? – jego młodszy brat stoi tuż przed kamerą, praktycznie wsadzając ją sobie do buzi, co sprawia, że uśmiecha się lekko.

– Jak mógłbym cię nie wpuścić? Jeszcze zjadłbyś mi kamerę i już pierwszego dnia musiałbym montować nową – mówi z udawaną trwogą, otwierając drzwi.

Yunho wybucha śmiechem, mijając go, aby ściągnąć buty.

– Więc lepiej mi otwieraj, bo jak nie, to wiesz co się stanie... – otwiera szeroko usta, udając, że gryzie niewidzialną kanapkę, na co obydwoje wybuchają śmiechem.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now