niespokojne odkupienie

137 18 8
                                    

Powolne cykanie zegara doprowadza go do szału.

Od godziny siedzi nieruchomo na łóżku, czekając na werdykt. To już trzecia operacja Seonghwy od wypadku.

Decydująca.

Jeżeli się powiedzie, Park przeżyje. Jeżeli nie...

Zaciska mocno pięści, przez co paznokcie wbijają mu się boleśnie w dłonie. Przebijają cienką skórę i kaleczą go aż do krwi, ale to dobrze.

Musi się na czymś skupić, a fizyczny ból świetnie odwraca uwagę od najczarniejszych scenariuszy, które kłębią się teraz w jego głowie.

Nie miał odwagi iść do szpitala. Ba, nawet gdyby ją w sobie zebrał, wie, że nie ma tam czego szukać.

Yunho upewnił się, żeby Hongjoong dobitnie zrozumiał jego przekaz.

– Spierdalaj – syczy, zdrowym ramieniem odpychając go od Seonghwy z taką siłą, że białowłosy z impetem przewraca się na plecy.

Czuje jak chłodny beton rani jego ręce, ale nie mógłby się tym przejmować mniej.

Nie teraz.

Nie, kiedy wpatrują się w niego te dzikie, szalone wręcz oczy.

Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojego brata, rozumiesz? – nawet nie otwiera ust, tak mocno zaciska zęby w gniewie – Nigdy. Inaczej cię zabije.

Potrząsa głową, próbując odwrocić myśli od nieprzyjemnego wspomnienia.

To był błąd. Cała ta akcja to był jeden wielki błąd.

Jego błąd.

Zgodził się na to wszystko pod naporem Jungkooka, ale to żadna wymówka. Ostateczny wybór wciąż należał do niego, a on wybrał fałszywe uznanie. Polepszenie sobie opinii kosztem Seonghwy.

Chowa twarz w dłoniach, pozwalając, aby słone łzy leniwie skapywały mu przez palce.

Przypominają mu się błyszczące oczy Parka, kiedy z uśmiechem komplementował jego gotowanie, wspólne nieprzespane noce, kiedy zostawali do późna w biurze i plotkowali o wszystkim co popadnie, jego nawyk marszczenia nosa, gdy coś mu się nie podobało...

Zaciska zęby, czując, jak jeszcze więcej łez moczy mu policzki.

Czy opinia tych dupków była warta wszystkiego, co między nimi było?

———

– Seonghwa?

Czuje, jak ktoś potrząsa nim delikatnie za ramię.

– Seonghwa.

Głos jest znajomy, rozlega się tuż obok jego ucha, jakby osoba mówiąca była do niego nachylona.

– Seonghwa.

Dopiero za trzecim razem dociera do niego, skąd zna ten głos. Otwiera gwałtownie oczy, natychmiast odsuwając się gdziekolwiek go poniesie, byle z dala od górującej nad nim sylwetki.

Dotyka powoli swojej klatki piersiowej, twarzy, a potem rąk.

– Czy to kolejny koszmar...? – pyta przerażony, z wzrokiem wlepionym w tą jedną, jedyną osobę.

Od dawna martwą.

– Nie, Seonghwa. To nie koszmar – San wygląda o wiele lepiej, niż go zapamiętał.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now