cierpki posmak

155 19 6
                                    

Coś zakłóca jego sen. Ma zamknięte oczy, ale dziwne migotanie cieni na twarzy wyrywa go z głębokiego snu, powoli przywracając do rzeczywistości.

Teraz już nie tylko czuje światło na powiekach, ale słyszy też szelest.

To pościel, ktoś siada obok niego.

Czeka, jednak nic się nie dzieje. Ktokolwiek to jest, nie rusza się, a jedynie na niego patrzy.

W końcu, kiedy nie słyszy nic przez dłuższą chwilę, powoli uchyla powieki.

Natychmiast podchwyca wzrok Hongjoonga. Jego obraz jest lekko rozmazany przez długie godziny snu, więc nie zdąża uchwycić emocji, które były wypisane na twarzy białowłosego zanim zastąpiło je zaskoczenie.

– Jezus – chwyta się za serce – Zawsze tak znienacka otwierasz oczy? – pyta, w połowie przestraszony, w połowie zirytowany

– Wybacz. To taki nawyk w rodzinie Parków – rzuca mu ironiczny uśmieszek, podnosząc się do siadu.

– Gdzie... – omiata wzrokiem pokój, od razu zauważając, że nigdy w nim nie był. Czyli nie jest to mieszkanie ani jego, ani Yunho.

Rozgląda się wokół, dostrzegając dużo osobliwych przedmiotów. Samo pomieszczenie umeblowane jest raczej skromnie, stoi w nim jedynie duże łóżko, szafa z lustrem i komoda, na której piętrzą się stosy książek o tematyce kryminalnej. Ku swojemu zaskoczeniu w kącie zauważa też stojące nieruchomo skrzypce.

– Jesteśmy u ciebie? – pyta, odwracając się w końcu do Kima, który kiwa potwierdzająco głową.

– Wczoraj... – milknie, szukając odpowiednich słów – Trochę cię wcięło. A że nie wiem, gdzie mieszkasz, postanowiłem po prostu zawieźć cię do mnie. Po jakimś śniadaniu po prostu cię odwiozę – tłumaczy i uśmiecha się głupio, gdy widzi, jak Seonghwa zerka na swoje ubrania – Co, myślałeś, że się ruchaliśmy? – wybucha irytującym rechotem, jednocześnie unikając lecącej w jego stronę poduszki rzuconej przez zarumienionego wściekle Parka – Niedoczekanie twoje. Jesteś spocony i śmierdzący. Masz – rzuca mu kłębek materiału, który po rozwinięciu okazuje się jego koszulką i luźnymi szortami – Przebierz się, a potem zjemy i jedziemy.

– Nie chcę twoich ciuchów – burczy pod nosem, wciąż zirytowany tym, jak łatwo Kim go przed chwilą rozszyfrował.

– Sam zobaczysz, że będzie ci lepiej. Poza tym nie wpuszczę cię do auta w tym stanie, zabrudzisz mi tapicerkę – cmoka, naciskając mu stopą na ramię, żeby zmusić go do wstania – Won.

Seonghwa wzdycha cierpiętniczo, podnosząc się z łóżka.

– Gdzie mam się przebrać?

– Na stole w jadalni – odpowiada zupełnie poważnie i prawie chrumka z rozbawienia, widząc morderczy wyraz twarzy Seonghwy – Nie no, żartuje.

– Oh, doprawdy? – sarka, przewracając oczami, na co Hongjoong znowu chichocze

– Tam – pokazuje palcem za niego, na przedpokój – Możesz się przebrać drugie drzwi od prawej, albo pierwsze od lewej. Jedno to moja sypialnia, a drugie to łazienka. Gdzie ci będzie wygodniej.

Kiwa głową, kierując się w stronę wspomnianego przedpokoju. Czuje na sobie palące spojrzenie Kima, gdy jego ręka spoczywa na klamce drzwi znajdujących się po prawej stronie.

Odwraca głowę, spotykając się z nim wzrokiem i na usta wstępuje mu cwany uśmieszek, zanim znika za pomalowanym na biało drewnem.

Metaliczny zamek klika, a on daje sobie trochę czasu, żeby rozejrzeć się po pokoju. Jest podobny do tego, w którym przed chwilą spał, ale widać drobne różnice.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now