Rozdział 18

665 46 50
                                    

- Boże, Lou. Co ty zrobiłeś? - wyszeptałem ze łzami w oczach.

Dostawiłem dwa palce do jego nadgarstka aby wyczuć puls. Był bardzo słaby i ledwo wyczuwalny ale był. Złapałem jego twarz w swoje dłonie, prócz tego iż był zimny zobaczyłem zaschnięte ślady łez na policzkach.

- Wytrzymaj jeszcze chwilkę, dasz radę - powiedziałem i wyjąłem z kieszeni telefon od razu wybrałem numer do Jacka.

- Harry? - zapytał z nadzieją.

- Znalazłem go - pociągnąłem nosem. - Jest nieprzytomny, zimny i obok niego leży worek z kasą, strzykawkami i płynami. Jack do cholery gdzie mam go zabrać?

- Kurwa. Wyślij mi swoją lokalizację a ja wyśle ci adres szpitala do którego masz jechać.

Rozłączyłem się i wysłałem mu to o co prosił. Dosłownie chwilę później wysłał mi adres prywatnego szpitala.

- Chodź, Lou - podniosłem go i położyłem bezpiecznie na tylnych siedzeniach, widziałem ślad na ręce. Zrobił to. Co sprawiło, że się tak złamał? Zastanawiałem się lecz szybko usiadłem za kierownicą. Nie obchodziły mnie żadne zasady, światła czy inne gówna. Piętnaście minut drogi i byliśmy na miejscu.

Wziąłem go z auta i szybkim krokiem poszedłem do wejścia, gdzie już czekał doktor.

- Pan Styles? - upewnił się.

- Tak, pomóżcie mu - poprosiłem kładąc go na noszach. - Prawdopodobnie to wziął - wyjąłem fiolkę z płynem i podałem lekarzowi.

- Przyda się, odpocznij chłopcze bo marnie wyglądasz - z tymi słowami wjechał z Louisem do sali.

Co się stało? Nie mogło chodzić o naszą noc, przecież rano wszystko było dobrze. Kto go skrzywdził? - rozmyślałem i usiadłem na krześle przed salą, schowałem twarz w dłoniach. Byłem cholernie zmęczony ale nie odejdę póki nie dowiem się co z Louisem.

***

Niedługo potem do szpitala wparował Jack, Liam i Zayn. Zaczęli się rozglądać i wtedy zobaczyli skulonego Harry'ego na stołku.

- Harry - wypowiedział Liam i podbiegł do przyjaciela. - Hej, już nie jesteś sam.

- Lee - westchnął z ulgą zielonooki.

- Co się wydarzyło? Gdzie jest lekarz? Mówił coś? - pytał zmartwiony Zayn.

- Odkąd zabrali go na salę nikt stamtąd nie wychodził, chciałem tam wejść kilka minut temu ale pielęgniarka mnie wygoniła. Nie wiem co się stało, gdy go znalazłem leżał na środku ulicy, wyglądał jakby nie żył. Kurwa myślałem że nie żyje - brunet złapał się za głowę i pociągnął nosem.

- Spokojnie, pomogą mu - zapewnił Liam.

- Nie widzieliście go. Ktoś go skrzywdził - mówiąc to spojrzał na twarze mężczyzn. - Płakał. Miał zaschnięte łzy na policzkach. Widziałem ślad na ręce, znowu wziął ten syf. Co mu zrobili że znowu po to sięgnął? - zapytał z wyrzutem i zatrzymał wzrok na Jacku. - Co on w ogóle robił w tamtych rejonach?

- Miał odebrać dług. To było jego zadanie, robił to mnóstwo razy. Na sto procent nie skrzywdził go chłopak który oddał pieniądze - stwierdził mafiosa.

- To kto? - zapytał Zayn.

- Kiedy pierwszy raz sięgnął po narkotyki? - Jack zadał pytanie.

- Po akcji z Lottie - powiedział Liam. - Myślicie że to coś związanego z tą meksykańską mafią?

- Mam nadzieję że nie - odpowiedział Jack. - Zostańcie tutaj, pójdę się czegoś dowiedzieć.

Wrócił po kilku minutach z grymasem na twarzy.

Chance | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now