Rozdział 26

674 38 72
                                    

14 SIERPNIA 2017

HARRY

Spanie w ramionach osoby, która jest dla nas ważna zawsze jest przyjemnym doświadczeniem. Obudziłem się w ramionach Louisa i było mi z tym faktem bardzo dobrze. Byliśmy ze sobą krótko, ale czułem się z nim cholernie komfortowo i bezpiecznie, a to chyba najważniejsze, prawda? Na miłość było za wcześnie, lecz myślę, że do tego bardzo niedaleka droga. Cóż się dziwić kiedy twój partner jest taki cudowny.

- Nie śpisz już? - z zamyślenia wyrwał mnie zaspany głos Louisa.

- Nie, niedawno się obudziłem - uśmiechnąłem się w jego stronę co odwzajemnił. Pierwszy raz widziałem go świeżo po przebudzeniu i śmiało mogłem przyznać, że chciałbym się budzić przy takim widoku codziennie.

Louis nie zwracając uwagi na nic wtulił się we mnie i przymknął powieki. Jego oddech ponownie zrobił się spokojniejszy co oznaczało iż zasnął. Była niedziela, więc chciałem by się wyspał, a skoro poszedł jeszcze spać to oznaczało, że potrzebuję snu. Cieszyło mnie to, że śpi przy moim boku, czuł się przy mnie dobrze tak, jak ja przy nim.

Po kilku minutach nie wiedziałem co ze sobą zrobić dlatego sięgnąłem po telefon na którym zobaczyłem nieodebrane połączenie od jakiegoś obcego numeru. Nie przejąłem się tym bo po co? Na telefon często dzwonią nieznane numery. Zacząłem przeglądać twittera i tak zleciał mi czas do pobudki szatyna.

- Dzień dobry, śpiochu - przywitałem go, gdy otworzył oczy.

- Dzień dobry - wymruczał. - Która godzina?

Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. - Jedenasta mój drogi. Pora wstać, hm?

- Tak - położył dłoń na moim ramieniu. - Śpimy ze sobą drugi raz, ale wiem, że z tobą wysypiam się najlepiej - wyznał, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Mam tak samo - wyjawiłem zadowolony. - Dzisiaj ja robię śniadanie - oznajmiłem i wstałem z łóżka nie przejmując się nagością i podszedłem do szafy. Chwilę pogrzebałem aż w końcu wyciągnąłem szare dresy, które ubrałem na nagie ciało. Odwróciłem się do Louisa, który jak się okazało obserwował mnie z przegryzioną wargą. - Hm?

- Nic, tak sobie patrzę. Uwielbiam cię w moich ubraniach.

- Wiem to - puściłem mu oczko. - Naleśniki?

- O tak, dawno ich nie jadłem.

Wyszedłem do kuchni i zacząłem szukać potrzebnych rzeczy i produktów. Brakowało mleka oraz jajek, więc otworzyłem lodówkę i ujrzałem strzykawki z fiolkę napełnioną płynem. Wierzyłem w Louisa. Wyjąłem jajka i mleko po czym zamknąłem lodówkę. Zacząłem przygotowywać śniadanie mając z tyłu głowy, żeby zapytać chłopaka czy wszystko w porządku.

- Pięknie pachnie - ubrany w dresy oraz koszulkę szatyn wszedł do pomieszczenia i podszedł do lodówki. Wyjął strzykawkę z fiolką i jak gdyby nigdy nic położył to na blacie. Patrzyłem jak w skupieniu nabiera dawkę płynu do strzykawki. - Narzucisz na siebie na chwilę szlafrok? Za moment przyjdzie tutaj sąsiadka, a nie chcę żeby pomyślała, że jestem jakimś wampirem.

Nie wiedziałem o co chodzi, ale zaufałem mu i wykonałem jego prośbę wracając do smażenia naleśników. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, Louis poszedł otworzyć i usłyszałem damski głos. Nie słyszałem co konkretnie mówią, do czasu aż weszli do salonu, który był obok kuchni.

- A któż to? - zapytała kobieta patrząc na mnie. - Skarbeczku, dlaczego nie powiedziałeś, że kogoś masz?! - spytała z udawanym oburzeniem chłopaka, który uśmiechnięty podszedł po naszykowaną strzykawkę i wziął ją do ręki.

Chance | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now