Będą trochę przeskoki w czasie ze względu na to, że chciałabym szybciej dostać się do konkretnych akcji. Miłego czytania!
---------------------------------
8 WRZEŚNIA 2017
LOUIS
Obudziłem się o czwartej nad ranem przez ostry ból, który odczuwałem w dłoniach. Wyplątałem się z ramion Harry'ego i po cichu poszedłem do kuchni. Zaświeciłem światło, następnie sięgnąłem po apteczkę, którą położyłem na blacie i zacząłem wyjmować potrzebne rzeczy, takie jak płyn odkażający czy specjalne opatrunki. Miałem zdartą skórę na knykciach, a jako iż o tym zapomniałem to zgiąłem dłoń przez co podrażniłem rany i zaczęła sączyć się krew. Syknąłem na uczucie coraz większego pieczenia, lecz mimo to złapałem za środek odkażający. - Nie rób tego bo się posrasz z bólu - podskoczyłem na nagły głos, a po chwili obok mnie pojawił się zaspany Harry.
- Hazz - sapnąłem. - Dlaczego nie śpisz?
- Moja przytulanka zniknęła - wzruszył ramionami. - Pomogę ci z tym - wskazał głową na moje dłonie. Podszedł do szafki, z której wyciągnął dużą miskę, podstawił ją pod kran i zaczął napełniać chłodną wodą. Gdy miska była do połowy pełna, wlał do wody kilka kropel jakiegoś płynu, a potem położył miskę na wyspie kuchennej. Wyciągnął z apteczki specjalne waciki i wrzucił je do wody. - Podaj prawą dłoń - zrobiłem to, a on zaczął nakładać na nią mokre waciki. Westchnąłem na uczucie ulgi i odchyliłem głowę do tyłu. Harry zajął się także drugą dłonią. Zdezynfekował ją i nałożył opatrunki.
- Dziękuję - odezwałem się, gdy skończył i zaczął chować wszystkie wyjęte rzeczy.
- Nie ma za co, Lou. Chodź do łóżka, o dziesiątej mamy być w Rochford - poinformował.
***
HARRY
Czekałem na Louisa dobrą godzinę. Leżałem w naszych magicznym miejscu, ponieważ poprosił, abym tutaj na niego czekał, a on za niedługo dołączy. Zdążyłem za ten czas zrobić sobie krótką drzemkę, bo nie ma co ukrywać, potrzebowałem jej. - Już jestem! - usłyszałem krzyk Louisa, więc uchyliłem powieki i zobaczyłem, jak wychodzi z krzaków. - Trochę nam zeszło, ale liczyliśmy jeszcze kasę. Wyobrażasz sobie, że za te wyścigi dostałem pięćdziesiąt tysięcy?
- Ile?! - pisnąłem. - To masa pieniędzy!
- No - wyszczerzył się siadając obok mnie. - Ale wiem, jak pożytecznie je wydać - uśmiechnął się chytrze i już wiedziałem, że coś wykombinował.
- Coś jaśniej?
- Pojedziesz ze mną na wakacje? Madagaskar brzmi nieźle? - kiedy wypowiedział te pytania, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Kompletnie odebrało mi mowę. - Oglądałem sporo zdjęć oraz filmów stamtąd i jest naprawdę pięknie. Polecielibyśmy na dwa tygodnie, jeszcze zanim zaczniesz studia. Chyba, że nie chcesz? Albo wolisz lecieć gdzieś indziej? Harry! Odezwij się - wysunął dolną wargę patrząc na mnie niecierpliwie.
- Ja... - chrząknąłem, gdyż złapała mnie lekka chrypka. - Zaskoczyłeś mnie, to po pierwsze. Po drugie, z chęcią z tobą polecę na wakacje i jak najbardziej odpowiada mi Madagaskar, zawsze chciałem zobaczyć króla Juliana - puściłem mu oczko na co parsknął śmiechem. - Cieszę się, że pomyślałeś o moich studiach.
- Nie mógłbym o nich zapomnieć, Żabko - posłał mi uśmiech. - Wszystko omówimy wieczorem, skoro to za nami to muszę się przyznać, że jest coś jeszcze - nagle zrobił się zestresowany, aż się wyprostował.
- Co to takiego? - zachęciłem go pokazując dołeczki. Wyciągnął z kieszeni pudełeczko na biżuterię i przeczyścił gardło.
- Cóż, kochamy się, wspieramy i możemy na sobie polegać. Jestem pewny naszego związku - otworzył pudełeczko, a moim oczom ukazał się piękna, srebrna obrączka z wygrawelowanym napisem "PEACE". Przeskakiwałem wzrokiem od jego oczu do błyszczącej ozdoby. - To nie oświadczyny - zaznaczył. - Na nie jeszcze za wcześnie, ale chciałbym, abyś był mój. To takie przed oświadczyny - zaśmiał się. - Zgodzisz się być mój?
YOU ARE READING
Chance | Larry Stylinson
FanfictionHarry Styles to zabawny i arogancki student, pracujący w warsztacie samochodowym swojego przyjaciela. Zawsze uważał to miejsce za spokojne i bezpieczne. Całe jego życie zmienia się w jeden dzień. Louis Tomlinson na pierwszy rzut oka miał wszystko, j...