Rozdział 42

458 34 55
                                    

Żabki! Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale udało mi się pojechać na koncert Harry'ego i dopadła mnie niezła depresja pokoncertowa. Miałam ogromne szczęście, ponieważ kupiłam na PA2 i miałam cudowny widok! Wysyłam wam z Harrym dużo miłości! (W mediach macie jedno z moich zdjęć!)

Rozdział krótszy niż zwykle, ale mam nadzieję, że się nie obrazicie!

----------------------------------

- Nie! - krzyknąłem, kiedy razem z Nickiem zostaliśmy wyrzuceni z sali. - Nie, nie, nie! - uderzałem dłońmi w drzwi wpadając w coraz większą panikę.

- Harry - Nick złapał moje ramię i odwrócił mnie w swoją stronę. - To nic nie da, Harry - odparł łamiącym się głosem. Wiedziałem, że mu też było ciężko, przecież Louis jest jego przyjacielem. - To Lou musi walczyć i musi wygrać. Proszę, uspokój się chociaż odrobinę, żebyś nie wpadł w atak paniki - przejeżdżał uspokajająco swoją ręką po moim ramieniu. Nie panując nad swoimi emocjami mocno go objąłem i wybuchłem płaczem. - Oddychaj, Harry - powiedział gładząc moje plecy.

Mimo, że nic mi nie dolegało, czułem się okropnie. Wszystko mnie bolało, choć ten ból był specyficzny, inny. Płakałem, lecz pilnowałem się, aby nie przekroczyć swojej granicy. Musiałem pilnować oddychania, bo atak astmy to nic przyjemnego. Nick stał się moim oparciem, cierpliwie trzymał mnie w swoich ramionach i próbował uspokajać.

W pewnym momencie podbiegli do nas rodzice Louisa. Jay od razu zgarnęła mnie w ramiona, dzięki czemu poczułem się trochę lepiej. W końcu Louis odziedziczył po niej niemal wszystko. - Kochanie, powiedz co się dzieje - odezwała się po paru minutach. Nie byłem w stanie tego powiedzieć, dlatego Nick mnie wyręczył.

- Kurwa mać - Mark przejechał dłonią po twarzy i podszedł do drzwi za którymi było widać wielkie zamieszanie wśród lekarzy i pielęgniarek. Nie wiadomo skąd pojawiła się Eleanor, przebiegła obok nas i wbiegła na salę. Widzieliśmy jak odciągnęła jednego z lekarzy, powiedziała mu coś, a on przekazał to pozostałym. Pielęgniarki sprawnie zmieniały kable, a po chwili zaczęli jechać z Louisem w stronę drzwi.

- Co się dzieje?! - zapytała Jay, kiedy lekarz wyszedł z sali, a za nim wywieźli Louisa.

- Dotarła krew, zabieramy go na operację, ale proszę nie robić sobie wielkich nadziei. Jego stan jest krytyczny - z tymi słowami nas zostawił. Słyszałem, jak Jay wybucha płaczem i przytula się do Marka. Słyszałem, jak Nick przeklina i zaczyna rozmawiać z kimś przez telefon. Słyszałem to co się dzieje na około mnie, lecz w mojej głowie cały czas przeplatały się słowa lekarza. Mamy nie mieć nadziei? Przecież to właśnie ona utrzymuje nas do samego końca.

Nie zwracając na nic uwagi przeszedłem obok nich, a kiedy znalazłem się w pustym oraz cichym korytarzu osunąłem się po ścianie. Przysunąłem kolana do siebie, po czym ułożyłem na nich głowę. Sam nie wiedziałem co czułem. Przede wszystkim strach, ale pojawiało się wiele innych emocji nad którymi przestawałem panować. Robiłem się coraz bardziej wściekły na siebie za to, że za późno się tam pojawiłem. Gdybym pojawił się pięć minut szybciej to Louisowi nic by nie było. Leżelibyśmy teraz w swoim domu i w swoich objęciach.

- Harry? - uniosłem powolnie głowę napotykając zmartwionego Liama. - Czy on...?

- Nie wiem - pociągnąłem nosem. - Jest na kolejnej operacji, a jego stan jest krytyczny. Zee został z Carlą? - zapytałem, lecz po chwili przy Liamie pojawił się wymieniony chłopak wraz z dziewczynką.

- Nie chciała się uspokoić, chyba czuje, że coś jest nie tak - wyjaśnił Zayn. Wstałem z podłogi otrzepując spodnie, a następnie podszedłem do czarnowłosego i wyciągnąłem ręce po dziewczynkę.

Chance | Larry StylinsonOnde histórias criam vida. Descubra agora