Rozdział 22

636 44 46
                                    

29 LIPCA 2017

HARRY

Dziś odbywał się bal charytatywny w mieście Cambridge. Zayn jechał tam razem ze mną, ponieważ Liam musiał zostać w East, a Louis miał dotrzeć na miejsce razem z Jackiem i innymi ważniejszymi członkami z naszej mafii.

Każdy został poproszony o ubranie się w kolorach czerni z czego się cieszyłem, gdyż miałem idealny strój na tę okazję. Postawiłem na czarną, jedwabną koszulę oraz czarną marynarkę ze spodniami z satynowymi fragmentami. Mogłoby się wydawać, że to trochę za dużo, ale ja uważałem iż wyglądam bardzo ładnie. Dzisiaj nawet włosy ze mną współpracowały, co nie zdarza się często.

Była godzina osiemnasta, więc musieliśmy się zbierać. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do salonu, na moje nieszczęście trafiłem na miziających się małżonków.

- Mogę dołączyć? - tymi słowami dałem znać o swojej obecności, a oni jak na zawołanie od razu od siebie odskoczyli.

- Harry - syknął Zayn.

- Żadne Harry, ruszaj się musimy już wyjeżdżać - oznajmiłem i obczaiłem strój Zayna. Czarna marynarka, czarna koszula z różnymi plamkami i zwykłe czarne spodnie. - Mogę kiedyś pożyczyć tę koszulę?

- Nie, już byś jej nie oddał - mruknął.

- Jak wy obaj ślicznie wyglądacie! - pisnął Liam. - Ustawcie się, muszę wam zrobić zdjęcie. - Ustawiliśmy się, Payne pstryknął kilka fotek i schował telefon. - Wychodzę razem z wami.

Wyszliśmy z domu, Liam życzył nam miłej zabawy i pożegnaliśmy się. Zayn znał drogę, więc to on prowadził samochód. Na miejsce dotarliśmy o dziewiętnastej trzydzieści, wszystko zaczynało się o dwudziestej także mieliśmy trochę czasu by rozejrzeć się po pięknym placu.

Ogromny biały budynek, śmiem twierdzić, że wyglądał jak pałac, miał w sobie swój urok. Piękne zdobienia na ścianach, okna w pałacowym stylu, staliśmy jeszcze na zewnątrz a już byłem oczarowany tym miejscem.
Zatrzymaliśmy się niedaleko drzwi wejściowym, aby Zayn zapalił papierosa. Ja w tym czasie rozglądałem się i podziwiałem wszystko dookoła. Gdy Malik skończył palić, udaliśmy się do wejścia gdzie podaliśmy swoje nazwiska i weszliśmy do środka.

Jeśli myślałem, że na zewnątrz jest pięknie to w wewnątrz widok zapierał dech w piersiach. Nie wiedziałem gdzie i na co patrzeć, wszystko wyglądało magicznie i obłędnie. Na domiar tego, zobaczyłem coś jeszcze piękniejszego. Kogoś.

Louis Tomlinson wyglądał olśniewająco w czarnym golfie oraz garniturze. Miał zaczesane włosy do tyłu przez co jego twarz była pięknie wyeksponowana.

- Nie gap się tak - szturchnął mnie Zayn. - Zaraz zaczniesz się ślinić - zaśmiał się.

- Zamknij się - burknąłem. - Co mamy tutaj robić?

- Siedzieć kilka godzin i udawać, że chcemy tutaj być.

- Nie możemy zrobić czegoś ciekawszego? - zapytałem z nadzieją.

- Nie, Panie Styles - usłyszałem TEN głos, odwróciłem się i zobaczyłem Louisa. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej.
- Ładnie wyglądasz - skomplementował mnie.

- Dziękuję, Panie Tomlinson. Pan również - posłałem mu uśmiech z dołeczkami. - Co ja mam robić? Nikogo nie znam.

- W ciągu paru minut powinno zjawić się kilku chłopaków od nas, niektórych znasz na przykład Nicka i Bena. Możesz się napić, chociaż z tym bym uważał - ostrzegł. - Głównie masz stać lub siedzieć i ładnie wyglądać, ale z tym akurat nie musisz się starać.

Chance | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now