Rozdział 5: uciec przed cieniem

51 5 0
                                    

– Gotowe! – zameldowała Valeria, wiążąc ostatni warkocz tkaniny i zrzucając powstały sznur z okna.

– To idź! – rozkazała jej przyjaciółka, wbijając kolejny gwóźdź. Val zawahała się. – Idź do cholery, ciebie chcą bardziej, niż mnie!

Dopiero to przekonało dziewczynę. Walenie do drzwi tymczasem stało się tak mocne, że wydawało się, że mimo przybitych desek za chwilę wyskoczą z zawiasów, przyjaciółki więc dodatkowo zastawiły je szafą. Mebel nie miał zbyt wielkich szans powstrzymywać bandy Griszów przez dłuższy czas, ale dawał przynajmniej odrobinę nadziei na to, że zdążą zejść na dół i uciec, zanim żołnierze Drugiej Armii wkroczą do ich mieszkania. Valeria tymczasem zarzuciła na ramię torbę ze swoimi rzeczami, podbiegła do okna, chwyciła związany z pościeli sznur i, odchylając tułów od ściany i mocno zapierając się stopami, zaczęła schodzić, za wszelką cenę starając się nie patrzeć w dół. Upadek z czwartego piętra nieuchronnie przypłaciłaby życiem, nie miała zamiaru spaść bo przestraszyła się wysokości. Zdecydowanie nie byłaby to wdzięczna śmierć.

Poruszała się szybko, pragnąc za wszelką cenę zdążyć znaleźć się na dole dopóki nikogo z wysłanników Drugiej Armii nie było pod drzwiami. Wszyscy weszli do budynku i właśnie dobijali się do ich drzwi, miała więc moment, by uciec, moment, który musiała wykorzystać. Nie mogła jednak schodzić szybciej, a węzły na sznurze z pościeli dodatkowo utrudniały przesuwanie wzdłuż niego rąk. Zanim zaczęła schodzić, założyła rękawiczki, by nie pokaleczyć sobie dłoni o naprężone płótno, ale to nie ułatwiało zachowania stabilności. Kiedy Val znalazła się tuż nad drzwiami uznała, że jest już wystarczająco nisko. Ramiona paliły ją żywym ogniem, nogi się trzęsły, nie była pewna, czy jeśli spróbuje postąpić jeszcze kilka kroków, po prostu nie spadnie. Wolała zeskoczyć. Odbiła się od muru i puściła sznur.

W chwili, gdy jej stopy dotknęły gruntu, nogi się pod nią ugięły i runęła na ręce do przodu. Grube podeszwy wysokich butów nieco zamortyzowały impet, ale odczuła wyraźnie, że nie była wcale tak nisko, jak jej się wydawało. Straciła równowagę i przed upadkiem uratowała się jedynie podpierając się dłońmi na bruku. To jednak i tak okazało się za mało, bowiem, lądując relatywnie blisko bramy, wpadła ramionami i głową na coś miękkiego i bardzo ewidentnie żywego. Coś, a raczej kogoś, kto stał spokojnie przy drzwiach wejściowych i opierał się o framugę. Uniosła głowę, niepewna na kogo właściwie wpadła, a tym samym nie wiedząc, czy ma przepraszać, czy lepiej od razu uciekać.

Podnosząc głowę spojrzała w czarne oczy mężczyzny dekadę starszego od niej, ubranego w zasadzie podobnie: w czarny płaszcz i wysokie buty z przypiętymi do nich ostrogami. Spojrzał na nią z uprzejmym zainteresowaniem kogoś, kto właśnie obserwował procedurę opuszczania przez nią kamienicy przez okno na czwartym piętrze, w tym spojrzeniu zawarł jednocześnie nieme pytanie.

– Przepraszam pana bardzo, tylko okna zmywałam. – zmyśliła na poczekaniu Valeria z nerwowym uśmiechem, a osobnik, na którego wpadła, odwzajemnił grymas. Kim był ten facet? W życiu go tu nie widziała...

Nagle coś przyszło jej do głowy. Griszowie w życiu nie poszliby na górę wszyscy, zostawiliby choć parę osób, które miałyby uniemożliwić Nadine i Valerii to, co właśnie czyniły. A ten typ, choć nie miał na sobie czerwonego, niebieskiego, czy fioletowego płaszcza, był mimo wszystko o wiele za dobrze ubrany. Wciąż, jego okrycie było czarne. Czarne... A twarz jakby znajoma, choć czegoś w niej brakowało...

– Spieszy się pani gdzieś? – zapytał uprzejmym tonem, ale Valeria go nie słuchała. Jej podenerwowany umysł pojął związek koloru jego ubrania z faktem, że pod kamienicą stał sam. Poznała też twarz, choć kiedy widziała ją po raz ostatni, była poznaczona czarnymi szramami, po których teraz pozostały jedynie delikatne, ledwie widoczne ślady. Jednocześnie wróciły do niej wspomnienia o wiele starsze, z których wyciągnęła o wiele więcej, w tym nazwisko. Wrzasnęła ile sił w płucach.

W okruchach - GrishaverseWhere stories live. Discover now