Rozdział 14: rytm konia

50 3 3
                                    

Poranek należał do tych bardzo ciężkich. Valeria nie pamiętała, jak znalazła się z powrotem we własnej sypialni, po prawdzie film urwał jej się w momencie, gdy po bójce na ulicy wbiegła z powrotem do baru. Wiedziała za to, że wciąż ma na sobie ubranie z wczoraj, razem z, niestety, gorsetem, ale po namyśle stwierdziła, że woli tak, niż gdyby ktokolwiek zaniósł ją wczoraj do łóżka (bo po tym, co kątem oka zobaczyła na ulicy, szczerze wątpiła, że wróciła do domu sama), go z niej ściągnął. Do tego bolała ją głowa i było jej niedobrze, czyli absolutnie najgorsze połączenie, jak na kogoś, kto powinien już znajdować się na śniadaniu i szykować do treningu.

– Nadine... – wymamrotała. – dzisiaj to nas znajdą jak byk...

– Daj spokój, to zrobili już wczoraj... – dobiegł ją zmęczony głos z drugiego pokoju. – Tym razem mamy przesrane...

– Jak wróciłyśmy? – zapytała. – Bo nic nie pamiętam... kto mnie wsadził do łóżka?

Zorientowała się, że zadanie tego pytania było błędem, gdy jej przyjaciółka najpierw zamilkła, a potem histerycznie zachichotała. A Valeria, której niedobrze było i bez tego, poczuła, jak jej żołądek zaciska się jeszcze bardziej.

– Pieprzysz. – zaklęła, na co Nadine zaśmiała się jeszcze głośniej.

Cóż, w takim razie tym bardziej cieszyła się, że gorset ma nadal na sobie, nawet pomimo bólu jaki jej teraz sprawiał. Ta część garderoby z sukcesem służyła jej jako zbroja, bo dzięki niemu, uderzenie jej pięścią w brzuch było całkiem do zniesienia dla niej, za to bolesne dla napastnika, ale zdecydowanie nie służyła ona do spania. Jednak w świetle obecnych informacji naprawdę wolała to... gdyby tylko nie było jej tak okropnie niedobrze!

Drzwi otworzyły się, a dziewczyna, mimo okropnego samopoczucia, podskoczyła, gotowa do wyskoczenia z łóżka, ale jej oczom ukazały się ich pokojówki, których Val chyba nigdy w życiu nie kochała bardziej. Daria i Oksana przyniosły bowiem ciepłą wodę na kąpiel, a także zimną, do napicia się, oraz przyprowadziły... Merę!

– Dziewczyny... – wyjąkała. – Późno już... jak bardzo mamy przerąbane...?

– Daj pokój. – ucięła Uzdrowicielka, przykładając jej rękę do czoła. Val z miejsca zrobiło się lepiej. – Na świętych, spałaś tak? Zresztą dobra, nieważne... idź się wykąpać i... – uwadze dziewczyny nie uszło, że blondynka rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę sąsiedniego pokoju. – Nie spiesz się. Pomóc ci?

Valeria miała dziwne przeczucie, zwłaszcza teraz, kiedy już nie czuła się tak parszywie, ale perspektywa kąpieli zwyciężyła. Podążyła za pokojówkami do łazienki.

Nadine w tym czasie usłyszała dochodzące z pokoju przyjaciółki głosy, a po chwili jej drzwi też się otworzyły... ukazując jej dokładnie tę jedną osobę, której najbardziej nie chciała oglądać, zwłaszcza w tym stanie. Zdumiała ją jednak mina generała, była niemal zrezygnowana i, co głównie ją zdziwiło, bez oznak wściekłości. Spróbowała wyszperać swoje szczątkowe raczej wspomnienia z zeszłego wieczoru i niepewnie pomyślała, że Kirigan mógł naprawdę przemyśleć sprawę... A to oznaczało, że, gdy była taka nadzieja, musiała z nim porozmawiać, chociażby dlatego, że wiedziała, że Valeria miała rację i wczoraj naprawdę przegięły pałę. A pamiętając swoje pijackie odzywki dziwiła się, że jest jeszcze w jednym kawałku.

Przez chwilę patrzyli na siebie, w niewerbalnym pojedynku. W końcu, co dla Nadine było kolejnym wyraźnym sygnałem, Kirigan westchnął i podsunął sobie jej fotel. Dziwacznie nie pasował do otoczenia, czarna postać na tle pastelowych wnętrz.

– Potrzebuję pomocy. – wydusił w końcu, a dziewczyna uniosła brwi zdziwiona, że coś takiego w ogóle przeszło mu przez gardło, tym bardziej, że zaraz potem zaczął mówić bardzo szybko. – Nie wiem, czego Valeria się boi, nie chce mi powiedzieć, ale na pewno nie powinienem był jej naciskać, nie winię jej o to, że tak zareagowała, ale nie zdążyłem jej tego powiedzieć... – Formatorka mimowolnie unosiła brwi coraz wyżej, nie do końca wierząc w to, co właśnie usłyszała, nawet ból głowy zszedł na dalszy plan. – Przyznaję, zachowałem się jak palant i wczoraj... trochę mi się należało. Cholera, należało mi się dużo więcej, ale wam też się coś należy... przeprosiny.

W okruchach - GrishaverseWhere stories live. Discover now