Rozdział 12: odcienie czerni

65 3 5
                                    

W ulewnym deszczu obchodziła budynek już jakiś czas, usiłując znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia, który pozwoliłby jej trafić do okna któregoś z jej przyjaciół. Na razie bez rezultatu, jeszcze gorzej, że w wielu oknach światło było już zgaszone. W zasadzie nic dziwnego, żołnierze z robotą na rano rzadko kładli się późno, a zważywszy na to, że przy bramie stała już nocna warta, późno było na pewno. Valeria wyrzucała sobie utratę poczucia czasu. Wiedziała, które okna należą do ich apartamentu, ale wczesną wiosną noce wciąż były zimne, więc nigdy nie zostawiały ich otwartych, a tym bardziej w taką pogodę. Wiedziała także, że na tym samym piętrze mieszkają ich znajomi, ale nie była w stanie powiedzieć, gdzie dokładnie. Po głębokim namyśle (i w równie głębokiej desperacji) wpadł jej jednak do głowy inny pomysł.

Obchodząc pałac ruszyła dalej, minęła front i zatrzymała się na prawym skrzydle. To było ryzykowne miejsce, zwłaszcza, gdy zobaczyła, że w szóstym i siódmym oknie na trzecim piętrze, w apartamencie z balkonem, pali się światło. Jednocześnie było to jednak jedyne pewne miejsce, bo wiedziała, że dokładnie piętro niżej mieszka jej znajoma. Zrezygnowana pokręciła głową, usiłując wymyślić plan działania. Jeśli zacznie rzucać w szybę kamieniami, narobi hałasu, co może zwrócić uwagę Kirigana, zwłaszcza, że stukanie w jego okno stanowiło przecież ich popisowy numer. Z drugiej strony jeżeli od razu wespnie się na fasadę, nie tylko może poślizgnąć się na mokrym kamieniu i spaść, wystarczy, że generał postanowi odrobinę się wychylić, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Jeszcze gorzej, że to jedno, piekielne okno było otwarte...

Zaklęła pod nosem. Spędzenie nocy na zewnątrz z oczywistych względów nie wchodziło w rachubę, a podejście do bramy oznaczałoby, że Kirigan na pewno się dowie... w takim układzie w zasadzie co za różnica...

Wybrała kilka zamkniętych, ciemnych okien i swoją trasę w górę zaplanowała tak, by poruszać się właśnie przy nich. O ile ściana na parterze była pełna dostarczających uchwytu wypukłości i rzeźbień, o tyle od pierwszego piętra zaczynały się kłopoty, bo aby wspiąć się na drugie należało stanąć na czyimś parapecie i podskoczyć, chwytając się górnej ramy okna, a następnie się podciągnąć. Oczywiście nie było to wcale tak, że nie robiła tego wcześniej, ale jako dziecko miała o wiele mniejszą świadomość faktu, że może się zabić.

Schowała swój fulguryt, który w międzyczasie zdążył wystygnąć, do kieszeni, ulokowała się pomiędzy dwoma oknami na parterze i opierając się o żłobienia w ścianie bez większego wysiłku wspięła się na gzyms pomiędzy parterem i pierwszym piętrem. Całym ciałem przywarła do ściany, po czym, do reszty mocząc sobie ubranie, zaczęła przesuwać się w bok, do kolejnego wybranego przez siebie okna. Nie wiedziała, do kogo należy, ale światło w nim było zgaszone, więc jeśli pokona ten odcinek relatywnie szybko i przy podciągnięciu nie kopnie przez przypadek w szybę, nie powinno być problemów. A kiedy weszła na kamienny parapet i z całej siły napięła mięśnie brzucha, udało jej się podskoczyć utrzymując swoje ciało praktycznie w idealnym pionie. Kamień był śliski, ale zdołała utrzymać stabilny uchwyt. Podciągnęła się aż do momentu, w którym jej tułów znalazł się nad fryzem okna, a łokcie były proste, po czym zarzuciła nogę. Stamtąd wspięcie się na kolejny gzyms poszło jej już niemal łatwo. Była na drugim piętrze, teraz musiała tylko doczłapać się do właściwego okna, ale konstrukcja apartamentu generała działała na jej korzyść, bo dawała szansę ukrycia się pod balkonem.

Val dotarła wreszcie do okna pokoju Ievy, przykucnęła na parapecie i dość niepewnie, świadoma otwartego piętro wyżej okna, zapukała w szybę. Nie doczekała się odpowiedzi, więc zaklęła pod nosem i zapukała jeszcze raz, tym razem mocniej. Nadal bez rezultatu.

– Ieva! – syknęła w desperacji, dygocząc już z zimna i stukając po raz trzeci, ale okno nadal było ciemne.

Przywarła twarzą do szyby, starając się zobaczyć cokolwiek, ale nie była w stanie dopatrzyć się żadnych szczegółów. Nie wiedziała nawet, czy koleżanka w ogóle jest w środku! Znowu zaklęła, po czym, wiedząc, jak ryzykowną rzecz właśnie robi, przywarła do okna, jak najbliżej ściany budynku i złączyła dłonie, przywołując malutkie iskierki. W całkowitym skupieniu przecisnęła je przez maleńkie szpary pomiędzy oknem, a jego ramą i już po drugiej stronie szyby wzmocniła, chcąc zobaczyć cokolwiek w środku. Zastała puste, pościelone łóżko. Najwidoczniej nie tylko Nadine wezwano w nocy do warsztatu, najpewniej jako zemstę za podejrzenie uczestnictwa we wczorajszej libacji.

W okruchach - GrishaverseWhere stories live. Discover now