Rozdział 9: królewski taniec

78 4 5
                                    

Im dłużej obydwie przyjaciółki były w Małym Pałacu, tym bardziej dni zaczęły się ze sobą zlewać. Po tygodniu uczęszczania na czterogodzinne lekcje, dostały okazję, by do swoich planów dnia dopisać treningi walki wręcz w Zachodnich Stajniach, z której ochoczo skorzystały. To właśnie z tych zajęć czerpały najwięcej przyjemności, kiedy rezultaty zależały wyłącznie od ich szybkości, zwinności i refleksu, nie wrodzonych talentów, a wyuczonych odruchów. Odruchów, które miały od dawna, na ulicy jeśli nie posiadało się chociaż odrobiny umiejętności walki, nie dało się wytrzymać długo. Botkin, ich instruktor, pochodzący z Shu Han najemnik, zauważył to bardzo szybko i nie oszczędzał ich ani trochę, starając się wpoić im oprócz naturalnej woli przetrwania i walki, odrobinę techniki i stylu. W tym ostatnim Val radziła sobie nieco lepiej, za sprawą doświadczenia i pracy między innymi w cyrku, miała lepszą koordynację ruchów od przyjaciółki i już po kilku treningach zaczynała podejmować wręcz taneczny rytm. Nadine z kolei parła naprzód za wszelką cenę, miała w sobie mniej gracji i wdzięku, ale była skuteczna. Botkin zauważał to i doceniał, cała trójka uważała tę współpracę za owocną nawet, jeśli przyjaciółki regularnie kończyły poobijane.

Spędziwszy w Małym Pałacu trzy tygodnie, zaczynały się powoli adaptować do nowej sytuacji, w czym nieocenione okazały się Mera i Dunya, znajome Nadine z warsztatu, które szybko dały się poznać jako może nieco zbyt przyzwyczajone do luksusowych warunków, ale generalnie dobre osoby. Oprócz nich nawiązały także kilka bliższych znajomości z członkami pałacowej służby, poczynając od ich pokojówek, przez strażników, a kończąc na paru Oprycznikach, członkach gwardii przybocznej generała. Ci ludzie w większości uważali, że trafiła im się robota życia, a dwójka Griszów, która nie była wychowanymi w luksusach snobami, ani nieprzyjemnymi, niewdzięcznymi upierdliwcami (kiedy Zakhar, jeden z ich zaprzyjaźnionych Opryczników użył dokładnie tego określenia, obie dziewczyny zaciekawiły się zupełnie szczerze, kogo miał na myśli, ale nie raczył się zdradzić) uchodziła dla nich za osobliwy powiew świeżości. W rezultacie wszyscy radośnie dzielili się z przyjaciółkami wszystkimi najnowszymi plotkami, a nawet, gdy zobaczyli, że trafili na chętnych słuchaczy, szczegółami ich pracy. A to oznaczało jeszcze więcej wiedzy, którą one skrzętnie katalogowały. Nie mogły co prawda zrobić sobie tablicy podobnej do tej, którą miały na poddaszu w Os Kervo, ale zamiast tego robiły użytek z kilku kajetów w skórzanych oprawach (ile to musiało kosztować!), które znalazły w szufladach obydwu biurek. Po tych dwudziestu jeden dniach ich notatki zaczynały już nawet przypominać prawdziwy zbiór informacji. Na tym jednak pozytywne aspekty się kończyły.

Nadine nie miała powodów, by narzekać na swoje szkolenia w warsztatach, ale jej instruktorzy, wziąwszy sobie do serca historię Genyi i to, jak jej talenty marnowały się przez lata, postawili sobie za punkt honoru sprawdzić, gdzie jest górna granica możliwości Formatorki i jak bardzo zdolność ta zahacza o spektrum Fabrykatorów. I chociaż dziewczyna sama była tego ciekawa, całodzienne sesje ją męczyły, a gdy dodać do tego lekcje i szkolenia bojowe, dawały one iście zabójczą kombinację, po której nie miało się siły już na nic. A Nadine rutyna nudziła, potrzeba jej było emocji, adrenaliny. To między innymi z tego powodu porzuciła legalne zatrudnienie na rzecz pracy w podziemiu, która, rzecz jasna, była przy tym o wiele bardziej opłacalna. Teraz, zamknięta w ramach sztywnego planu zajęć, Formatorka usiłowała znaleźć ujście swojej frustracji w tworzeniu coraz dziwniejszych modyfikacji w ciałach zwierząt, na których praktykowali Somatycy, ale chociaż poczyniła imponujące postępy (niektórzy z jej prowadzących mówili wręcz o odkryciach), wciąż dusiła się w panującej wokół rutynie. Owszem, nigdy w życiu nie miała tak ciekawej, sprawiającej jej przyjemność pracy, ale brakowało jej elementu zabawy. W pewnym sensie zazdrościła przyjaciółce, która zawsze funkcjonowała o wiele lepiej w takim trybie, lepiej znosiła tyle wysiłku fizycznego i znajdowała jeszcze czas na rysowanie, tworzenie i katalogowanie informacji. Wszystko to jednak było tylko powierzchowne.

W okruchach - GrishaverseWhere stories live. Discover now