Rozdział 24: zatańcz ze mną

44 4 5
                                    

Kiedy tylko przestąpiły próg, już widziały, że to było coś zupełnie innego, niż przyjęcie inauguracyjne w Małym Pałacu, na którym były ostatnio. Tutaj wszystkiego było mnóstwo, kolory, światła, dźwięki, ogromne, pełne przepychu suknie, szeleszczące po podłodze, stukot obcasów, gwar rozmów. No i tłum, dziki tłum. Miejsca było tu dwa razy więcej, ale i co najmniej trzy razy tyle gości. Oprócz połowy Drugiej Armii pełno tu było członków królewskiego dworu, a także tych mieszczan, którzy byli wystarczająco bogaci, że liczyli się w środowiskach i stać ich było na kosztowne stroje. Pomimo wszystkiego, co do tej pory widziały, obydwie przyjaciółki poczuły się nagle, jakby wstąpiły w ramy jednego z wiszących w galerii obrazów.

Z początku nikt nawet nie zwrócił na nie uwagi, co dla Valerii było odmianą po całkiem długim byciu główną atrakcją Małego Pałacu. Tutaj jednak wszyscy byli zajęci sobą, więcej było też ludzi ubranych w czerń, szarość i granat, głównie mężczyzn w ciemnych garniturach, więc jej czarna kefta nie odznaczała się aż tak bardzo. A przy niektórych z sukien mijanych przez nie dam, ozdobionych koronkami, piórami, czy lśniącymi kamieniami szlachetnymi, wydawała się niemal skromna! W jej wypadku chociaż kolor był jednolity, bez kontrastowych paneli, czy zdobień.

Ich grupa znajomych nie posiadała się z radości widząc przemytniczki ubrane i gotowe do balu. Nadine na tę okazję założyła nawet buty na obcasie w jasnym, beżowym odcieniu, pasującym do jej sukienki, które wcześniej miała na sobie może dwa razy. Nastrój obydwu przyjaciółek drastycznie się poprawił w stosunku do pełnego zmartwień poranka, Formatorka szaleńczo wirowała w pustym korytarzu, nie mogąc się nacieszyć ruchem sięgającej ziemi spódnicy z koła, której wiele warstw unosiło się na różne wysokości. Ruch ten był co prawda nieco blokowany przez keftę, którą na razie miała na sobie, ale planowała ją w swoim czasie zdjąć. I nie obchodziło jej, jak zostanie to odebrane.

Do Wielkiego Pałacu dotarły na piechotę, śmiejąc się, podśpiewując i tańcząc wokół siebie, by w końcu zadrzeć spódnice, by nie zabrudzić rąbka na żwirowych ścieżkach i podbiec, co wcale nie było proste, trzymając w rękach taką ilość materiału. Val cieszyła się, że do trenu swojej sukni przezornie dorobiła pętlę, którą mogła zahaczyć na palcu, dzięki czemu miała spódnicę na bieżąco pod kontrolą, a i tańczenie było potencjalnie dużo łatwiejsze, bo obie dłonie miała wolne. Zakładając oczywiście, że ktoś poprosi ją do tańca...

Z tego, co widziała, to było o wiele bardziej oficjalne przyjęcie, niż inauguracja, na której już były. Tutaj, kiedy wspólnie wstąpiły do gigantycznej sali balowej, Valeria zamarła. Było tak głośno! Wszyscy przekrzykiwali się wzajemnie, a orkiestra daremnie próbowała ich zagłuszyć. Przy drzwiach stali służący w kremowych liberiach, biorąc od gości płaszcze, czy podając damom do rąk treny, by nie musiały się po nie schylać, niektórzy jedli, na parkiecie też pojawiły się pierwsze pary, tańczące powolnego jak na te standardy walca. Prawdziwe tańce miały dopiero się rozkręcić.

– O rany... – jęknęła Val. – Nie spodziewałam się, że będzie ich... aż tyle!

– Lubią sobie pobalować. – Dina poklepała ją po ramieniu. – Głowa do góry, pamiętaj, że to ty tutaj rządzisz! – posłała jej uśmiech i podeszła do wyprężonego jak struna konferansjera. – Sierżant Dina Medina, Druga Armia.

Po czym z promiennym uśmiechem spłynęła ze schodów, gdy mężczyzna podniesionym, perfekcyjnie modulowanym głosem, powtórzył jej imię i przynależność. W czasie, kiedy za Piekielniczką podążyła Ieva, Valeria i Nadine wymieniły spojrzenia.

– Nie sądziłam, że każą się tu przedstawiać. – zachichotała nerwowo Formatorka.

– Kwestia pochwalenia się tytułem albo stopniem. – prychnęła Dunya. – Pociesz się, że przynajmniej jak tego słuchasz, nie pomylisz księcia z jakimś lordem... Panna Avdotya Smirnoff, Druga Armia...

W okruchach - GrishaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz