34. Niewypowiedziane myśli o Ily.

4.4K 100 22
                                    

Mogłam się w ogóle nie odzywać i teraz nie słuchałabym krzyków mamy. Mogłam siedzieć cicho, zamknąć się w pokoju i nie wychodzić. Mogłam nawet nie zamienić z nią słowa. Mogłam się po prostu zamknąć, a wyszło jak zawsze.

— Jak ty się do mnie odzywasz?!Przecież to jest okropne zachowanie! —krzyczała wściekła.

Z lekko pochyloną głową, siedziałam przy stole, gdy mama stała w kuchni.

— Kogo ja wychowałam?! —wykrzyczała.

— Wychowałaś mnie. Jestem tutaj taką jaką mnie wychowałaś — odezwałam się po chwili ciszy, mając dość. Lecz to się dopiero zaczynało. Musiałam wszystko zepsuć, to prze zemnie teraz mama na mnie krzyczała. Odpyskowałam jej czego dawno nie robiłam. A obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie będę zaczynać awantur.

— Właśnie to chyba nie ja cię wychowałam!

Skrzywiłam się na kolejny wrzask. Podniosłam głowę na jej twarz, stała przy wyspie kuchennej. Mordowała mnie wzrokiem, który był pełen nienawiści.

— Może nie miałabyś, niby, problemu z wychowaniem mnie jeśli miałabym ojca — prychnęłam i ugryzłam się w język, ale było za późno.

— Co ty do mnie powiedziałaś, gówniaro?! — huknęła.

Nie patrzyłam na nią, nie dałam rady. Niby miałam osiemnaście lat, jednak kiedy kłóciłam się z mamą to czułam się jak czternastolatka.

— Nie tak cię wychowałam! Kim ty jesteś żeby się tak do mnie zwracać! — Kipiała ze złości.

— Ale taka prawda — Znów powiedziałam.

Ty pierdolona idiotko.

Popłacze się zaraz.

— Wypieprzaj stąd do pokoju! Nie chcę na ciebie patrzeć! Kogo ja mam pod dachem! Jakiegoś bachora!Niewdzięcznika! Nie jesteś nikim kto może mnie pouczać! — wrzasnęła, uderzając dłonią w blat.

Nogi mi się tak trzęsły, że ledwo wstałam z miejsca. Spojrzałam zamglonym wzrokiem na mamę, nadal stojąc w miejscu.

— Może dziewczynę? — dodałam, lekko przedrzeźniając jej słowa. Na tyle mi jeszcze starczyło nerwów.

— Wypieprzaj do pokoju! Natychmiast! Nie chcę cię słuchać ani widzieć! Wstydzę się ciebie! Wstydzę się tego kogo wychowałam! — Te słowa sprawiły, że moja osłona pękła.

Wybuchłam cichym szlochem.

Wstydzę się ciebie.

Wstydzę się ciebie.

Wstydzę się ciebie.

Słowa odbijały się w mojej głowie jak pierdolona piłka. Nie mogłam dopuścić do siebie faktu, że właśnie to usłyszałam od jedynej osoby którą kocham. To ja zawaliłam, ale wina nie była tylko po mojej stronie.

— Na co czekasz?! Wynocha na górę!

Na drążących nogach ominęłam stół, kierując się na stopnie. Łzy ciekły na podłogę. Mój płacz był ledwo słyszalny.

Gdy nastanie jutro Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz