Rozdział I

66 8 17
                                    

ROK PÓŹNIEJ



Mrok już powoli zaczynał zalewać londyńskie ulice i płatać ludziom figle, kiedy Crispin spóźniony spieszył się na zebranie.

Teoretycznie miał dziesięć minut do godziny policyjnej, ale jego przecież ona nie obowiązywała. Została wprowadzona rok temu, aby zapobiec ofiarom Skażonych i jak do tej pory było ich znacznie mniej.

— Naprawdę? — powiedział sam do siebie, kiedy ujrzał, jak jeden z wrogów biegnie na niego z kłami ociekającymi śliną. Wampir podniósł tylko w górę swoją laskę, a jej koniec wycelował tak, że Skażony sam się na niego nabił i potwornie krzycząc, zaczął się zwijać z bólu, aż w końcu upadł na ziemię. 

— Słodkich snów. — poprawił swój płaszcz i ruszył dalej. Wtedy już tempem, które powinien obrać wcześniej. Zastukał w wielkie, dębowe drzwi na Darmouth Street i wpuścił się sam.

— To do ciebie niepodobne. — William zastukał palcem w zegarek na lewym nadgarstku. W mieszkaniu jak zwykle unosił się zapach lawendy, a Anthony kręcił przez to nosem.

— Miałem przygodę z jednym Skażonym — wyjaśnił na szybko. — Możemy zaczynać. Przepraszam za spóźnienie. — oparł laskę o fotel i usiadł na nim.

William wpatrywał się w blady księżyc, jakby na coś czekał, przez co reszta zaczynała tracić cierpliwość.

Crispin westchnął ciężko, po czym zdecydował się odezwać.

— Ona nie przyjdzie.

— Jak długo panna Holdter zamierza się dąsać? Nie ukrywam, że utrudnia to nasze plany. — warknął, a później podniósł ze stołu szklankę z whisky. Już trzecią tego wieczoru.

— Tłumaczyłem ci już, że Tessa nie będzie brała w tym udziału. Zajmuje się tylko i wyłącznie rzeczami na Scotland Yard. Może gdybyś nie odstawił tego przedstawienia z jej narzeczonym, wciąż byłaby z nami. — wampir wywrócił oczami.

— To było pół roku temu. — odparł Will nonszalancko.

— Ale nadal boli. — wtrącił Anthony. Crispin spojrzał na niego zaskoczony, William również.

— Nieważne. Przejdźmy do tematu — zaczął brunet. — Uważam, że niebezpieczeństwo wzrosło na tyle, że trzeba zwerbować większą ilość osób, które czyściłyby Londyn nocą — odłożył szklankę z hukiem na mapę miasta. — Wokół mnie było wczoraj dwanaście ataków. To więcej, niż przez cały miesiąc, w którym zaczęliśmy działalność.

— Na mojej ulicy były aż trzy — dodał Tony. — Zgadzam się z Williamem.

— Nie możemy pójść do Faitha z żądaniem narażania ludzi na niebezpieczeństwo, bo jest więcej ataków — zaoponował Crispin. — Trzeba znaleźć inne rozwiązanie. Może po prostu zwiększymy ilość patroli?

— Jesteś idiotą? Jak chcesz to zrobić bez większej ilości osób? — William założył ręce na krzyż.

— Po prostu wydłużymy godziny — sprostował wampir. — Skąd, do diabła, chcesz wziąć ludzi, którzy dobrowolnie będą narażać życie?

— Nie mówiłem o ludziach — nieumarły uśmiechnął się przebiegle i pokazał na mapie pewien punkt w Hyde Parku. — Tutaj pod ziemią znajduje się tajna sala treningowa dla młodych przemienionych. Wystarczy przeszkolić wielu z nich i będzie po problemie. Adeline będąc człowiekiem zabiła Skażonego, mając zaledwie osiemnaście lat, więc dlaczego nie miałby poradzić sobie z tym zadaniem młody wampir?

— Wciąż trzymam stronę Williama. — powiedział cicho Anthony.

— Dobra. Z tym się nie da handlować. Zgadzam się. — Crispin niechętnie, ale musiał to zrobić.

Skażona KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz