Rozdział XV

25 5 10
                                    

Spotkanie w schronie Yyvon rozbudziło spory niepokój wśród wszystkich, którzy zamieszani byli w sprawę Skażonych.

Wszystko nadal miało swój rytm; treningi, patrole, raporty, ale każdy czuł, że coś wisi w powietrzu, wciąż nienazwane, chociaż każdy znał imię. To był strach.

— Chcesz mi wmówić, że trafimy tutaj na grupę Skażonych? — zapytał Eliot z wyraźnymi wątpliwościami. Znajdowali się wraz z Eranem niedaleko Abbey Road.

— Módl się, żeby to był jeden, nie kilku skażonych — odparł z obawą chłopak, a później z ulgą spostrzegł, że potencjalny zakładnik właśnie chce zaatakować jakiegoś mężczyznę. — Tam. — szepnął, a później ruszył w jego stronę.

Niestety został zdradzony przez strzał, który oddał Eliot. Wampir obejrzał się na zastępcę i chciał się klepnąć w czoło, jednak w tym czasie zdążył się na niego rzucić skażony. Miał sporo siły, przez co Eran z trudnością się z nim siłował, a leżał na plecach na chodniku.

— Zamierzasz mi pomóc?! — krzykną z irytacją. W tamtym momencie zaczynał rozumieć, dlaczego William zawsze nazywa McAvoy'a idiotą.

Eliot podbiegł do nich z łańcuchem, którym zamierzał związać potępionego wampira, ale tak naprawdę nigdy nie miał styczności z takim zadaniem, więc szło mu to opornie i tak, jakby uczył się dopiero pisać. Finalnie po dziesięciu minutach udało się okiełznać skażonego, a Eran pochwycił w dłonie kamień i zamachnął się nim, żeby uderzyć go w głowę.

— Miał być żywy! — wydarł się Eliot. Miał rozbiegany wzrok. Panikował.

— Ogłuszyłem go tylko, żeby nie wydzierał się w samochodzie — sprostował Eran, unosząc brwi. — Ty tę posadę wygrałeś w paczce chipsów, czy naprawdę nie mieli już kogo wziąć? — zamrugał kilka razy oczami, a później wraz ze swoim towarzyszem podniósł skażonego i wpakował do bagażnika.

— Stres źle na mnie wpływa. — bąknął Eliot.

— Jesteś policjantem. Powinieneś mieć stres ogarnięty na tip-top. — spiorunował go, a później wsiadł do wozu.

Eliot wiedział, że podopieczny Crispina ma rację, ale wstydził się do tego przyznać.

— Gdzie mamy go zawieźć? — zapytał mężczyzna, odpalając silnik.

— Nie mam pojęcia — wzruszył ramionami. — Do was. Na salę przesłuchań. Jerome chyba nie będzie miał nic przeciwko.

— Oszalałeś?! — wydarł się, ale kiedy dotarło do niego, że mówił całkiem poważnie, wzniósł oczy ku niebu nie moment i westchnął długo. — W takim razie czeka nas prawie pół godziny jazdy przy tych korkach.

— Świetnie, może się dowiem, dlaczego tak bardzo nienawidzisz wampirów? — Eran założył ręce na krzyż, uśmiechając się przebiegle.

— Naprawdę uważasz, że będę się spowiadał dziecku? — uniósł brew.

— Nie, bo nie jestem księdzem — cmoknął z dezaprobatą. — Po prostu mnie to ciekawi. Zostałem przemieniony niedawno, więc nie zdążyłem się nadziać na wielu ludzi, którzy są jak ty.

— Jak ja?

— Twoja nienawiść wynika ze strachu, czy czego? — drążył. — Staram się tylko zrozumieć. Osobiście uważam się za sympatycznego wampira, więc nie czaję, o co tyle szumu. — potrząsnął głową.

— Uważacie się za lepszych. Wiecznie wywyższacie. To przez was mamy plagę skażonych w Londynie i nie potraficie sobie poradzić z własną zarazą. Jesteście samolubni i nie dbacie o innych, żywicie się krwią, do diabła! Ludzie cierpią! Sam fakt, że nawet nie żyjecie — ciągnął. — Mam wymieniać dalej?

Skażona KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz