Rozdział X

29 6 8
                                    

Gwiazdy już od godziny mrugały na niebie, chłód Londynu dostawał się do mieszkania Willa przez uchylone okna mieszając się z zapachem lawendy, przez co stawał się mniej intensywny. Tessa jednak lawendę miała gdzieś będąc upojoną bursztynowym napojem, który tak żałośnie zawładnął jej przyjacielem.

— Myślisz, że Victor siedzi gdzieś w Londynie? — zapytała w końcu po torturach spowodowanych ciszą, która trwała bardzo długo.

— Jeszcze lepiej; uważam, że jest na widoku, a my jesteśmy ślepi — stwierdził. — Ale kocham Jezusa, więc to mi pomoże w pokonaniu utraty wzroku. Tylko najpierw muszę wytrzeźwieć.

— Och, to trochę potrwa. — skwitowała. Siedziała przy stole i głowę trzymała wspartą na ręce zgiętej w łokciu. Wertowała ukradkiem nadawców tych wszystkich listów, które tam leżały, ale nie widziała nikogo interesującego.

William szczerze się zaśmiał.

— Co miałaś na myśli mówiąc, że ty i alkohol to złe połączenie? — zaciekawił się. Do tej pory zachowywała się jak typowa Tessa, z tą różnicą, że dużo bardziej rozluźniona.

— Miałam na myśli to, że Jonathan nie potrzebowałby perswazji, żeby mnie uwieść — oblizała usta. — Staję się bardzo łatwa przez to — stuknęła palcem w szklankę. — Z tego powodu zostałam abstynentką, aż do teraz.

— W takim razie dlaczego pijesz ze mną? — był zaciekawiony i zadowolony. Udało mu się ją upić i chociaż to zajęcie niegodne dam, czerpał z tego satysfakcję. Już wiedział, czym się będzie chwalił przez następne sto lat.

— Bo ci ufam. — to była tak swobodna i prosta odpowiedź, jakby się witała. Poczuł coś, czego nie był w stanie określić. Rzadko ktoś mu mówił, że jest zaufanym. Jeżeli wampiry mogły odczuwać ciepło, zdecydowanie wywoływane było ono właśnie takimi słowami. Wiedział też, że Tessa nie ma powodu kłamać.

— Ale pić i tak z tobą nie powinnam. Obawiam się, że możesz znaleźć się w posiadaniu wiedzy, której na trzeźwo w życiu bym ci nie przekazała — zaśmiała się bez krzty wesołości. — Zanim zapytasz, dlaczego postanowiłam jednak się napić... nigdy nie odreagowałam rozstania z Danielem. Płacz mi nie wystarczył. Teraz w dodatku znam prawdę i to wszystko mnie przerosło. — wyjaśniła.

Odreagowywała.

Gdyby tylko William mógł powiedzieć to samo, gdyby nie chodziło o zatracanie się. Chciał zapominać ale nie potrafił. Łudził się tylko, że whisky mu w tym pomoże. A może to sobie wmawiał?

— Zamyśliłeś się — zauważyła. — Skończyliśmy butelkę, z dużą przewagą dla mnie, o dziwo. Powinnam już wracać do domu.

— Na pewno — zironizował. Jakby otrzeźwiał. — Mam mnóstwo butelek whisky, zawsze możemy zacząć następną. — posłał jej czarujący uśmiech. Co tak w ogóle chciał osiągnąć tą propozycją? Kompana w dążeniu do dekadencji? Skrzywił się. — Mam lepszy pomysł. Położysz się spać, jesteś wykończona. Mącenie przez Rackforda w twojej głowie musiało zabrać ci wiele sił, a teraz jeszcze to. — skinął brodą na whisky.

— Wybacz, ale wizja spania na podłodze nie należy do najlepszych. Nikogo nie wpuszczasz do łóżka. — podniosła w górę palec.

— Mógłbym zrobić wyjątek. — zasugerował.

— Mógłbyś? — uniosła brew. — Ile będzie mnie to kosztowało? Zdaję sobie sprawę, że miewasz dziwne ceny.

— Można się zawsze potargować — puścił jej perskie oczko. Później wstał, zniknął na chwilę w sypialni i wrócił, trzymając w dłoni koszulę nocną należącą do Tessy. — Proszę.

Skażona KrewWhere stories live. Discover now