Rozdział XLII

12 4 12
                                    

Mikel śledził uważnie swojego brata, żeby wiedzieć, kiedy oddali się od ciała Deborah.

Jak tylko to się stało, od razu zjawił się przed oszkloną trumną i westchnął ciężko.

— Żeby ciebie zachować w takim stanie, też potrzeba było krwi niemowlaków, ale to na mnie patrzą jak na zwyrodnialca — uśmiechnął się pod nosem.

Miał dobre wspomnienia związane z ukochaną Victora. Zawsze niosła wszystkim pomoc, starała się wysłuchać i wesprzeć radą, ale przede wszystkim wydobywała z Victora to, co najlepsze i za to był jej wdzięczny.

— Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? — podniósł wzrok na wampirzycę przed sobą, a ona skinęła tylko głową i podała mu dłoń. — Mam nadzieję, że jesteś gotowa ponieść konsekwencje. Wskrzeszanie zawsze jakieś ma. — ostrzegł tylko, ale nie słysząc protestów, naciął nożem jej skórę, a później otworzył trumnę. Wystarczyło tylko kilka kropel, które skapnęły na usta Deborah, aby jej oczy się otworzyły.


* * *


Adeline nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Jak tylko Eran zjawił się rankiem na Scotland Yard z informacją, że to dzisiaj Victor zostanie uśpiony, poczuła niewyobrażalną nienawiść.

Teraz czekała z niecierpliwością, aż ujrzy przez okno dwie znajome sylwetki, a kiedy to się stało, wybiegła na ulicę tak szybko, że prawie połamała po drodze nogi.

— Jestem gotowa — oznajmiła z pewnością, podrzucając w ręce kołek z Wolemii.

— Widać — przyznał Crispin, uśmiechając się z dumą. Eran mrugnął do niej tylko porozumiewawczo i ruszyli dalej. Pierwszym przystankiem był Hyde Park.

Yyvon i Anthony wyszli właśnie ze schronu, a kiedy wampirzyca zobaczyła Erana całego i zdrowego, a przede wszystkim w swoim własnym ja, uroniła kilka łez, a później uderzyła go w ramię z całej siły.

— Za co to?! — skrzywił się z bólu.

— Nie przyszedłeś mnie odwiedzić. Za to! — założyła ręce na krzyż, ale później szybko go objęła i mocno wyściskała. — Chodźmy skopać dupę Moriattiemu.

— Gdzie reszta? — zapytał Anthony.

— Wszyscy czekają na miejscu. Tylko Mikela z nimi nie ma, ale kazał nie zwracać na niego uwagi. Może się spóźnić na finał, jak to nazwał — sprostował Crispin, a brwi każdego wystrzeliły w górę.

W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.

Sunęli po mokrych ulicach, które układał pod ich stopy Londyn. Każdy pełen nadziei, złości i chęci zemsty.

Każdy z jakimś powodem.

Gdyby miasto mogło, błogosławiłoby ich za poświęcenie i finalne pozbycie się pasożyta. Przynajmniej na kilka wieków.

— Victor jest w środku. Pewnie już wie, że tu jesteśmy — powiedział William, kiedy wszyscy byli już na miejscu. — Kto chętny wejść tyłem, a kto bokiem? Frontowymi drzwiami wchodzę ja i Rackford.

— Zgłaszam się na tyły — Crispin machnął laską. — To znaczy, że Adeline i Eran ze mną.

— No to my weźmiemy boki — Yyvon złapała w pasie Anthony'ego i Celine. — Ruszajmy, mam już dość czekania.

— Każdy ma kołek? — upewnił się Jonathan. Wszyscy skinęli głowami i się rozdzielili.

Rackford wymienił z Williamem spojrzenie, a później ramię w ramię weszli po jasnych schodach, żeby stanąć przed ogromnymi dębowymi drzwiami.

Skażona KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz