Rozdział XLI

11 4 16
                                    

Adeline nie potrafiła opanować łez, które spływały po jej policzkach, ale przez te kilka dni płakała po cichu. Zdradzały ją tylko mokre i zaczerwienione oczy, a czasem pociągnięcie nosem.

Teraz w dłoni trzymała sztylet z żelaza, a jej ramię ściskał Jerome.

Nie rozumiał dokładnie, co łączyło jego córkę z chłopcem, na którego patrzył, ale i ona nie potrafiła tego określić.

— Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? — zapytał ostrożnie Jerome, na co skinęła głową twierdząco.

— Zanim przyjdzie Crispin. Żeby nie musiał na to patrzeć — otarła rękawem łzy, a później wzięła głęboki oddech i weszła na salę przesłuchań, bo właśnie tam go przeniesiono.

Eran siedział związany łańcuchami na krześle bez ruchu. Jego oczy choć czarne, były puste.

Adeline nie widziała w nich chłopaka, w którym zaczęła się zakochiwać, ale wiedziała, że gdzieś tam jest.

— Tak mi przykro — padła na podłogę i oparła dłonie na jego kolanach. — To ja miałam umrzeć pierwsza. Ja.

Odważyła się dotknąć jego policzka. Zero reakcji. Zamknęła oczy i drążącą ręką podniosła sztylet do jego skroni.

— Nie zasłużyłeś na to — szepnęła, a wtedy drzwi otworzyły się z impetem.

— Nie! — krzyknął Crispin. — Nie rób tego — podbiegł do dziewczyny i wytrącił jej żelazo z ręki. — Doceniam, że chciałaś zadbać o moje zdrowie psychiczne. — posłał jej uśmiech.

— Co ty robisz? — usiadła na podłodze i zaczęła się wpatrywać w szmaragdowe tęczówki.

Crispin wyjął z kieszeni płaszcza fiolkę z krwią i ujął ją w dwa palce, kciuk i wskazujący, a następnie zaprezentował jej to przed nosem.

— Krew Tessy może go uratować.

— Co? — bąknęła i zerwała się na równe nogi.

Jerome uniósł brwi zaskoczony. Skoro jej krew mogła uratować Skażonych, dlaczego jeszcze nie poinformowali o tym posterunku?

Crispin ostrożnie otworzył fiolkę, rozchylił wargi Erana i wlał mu na język krew.

— Połknij — prosił cicho. Eran, musisz to połknąć.

Położył dłoń na jego karku, a czoło oparł o jego i szeptał ciągle prośbę, jakby była modlitwą.

Adeline zamknęła oczy i odwróciła się do szyby. Jeżeli miało to się okazać porażką, nie chciała tego oglądać.

Głowa Erana poruszyła się niespokojnie.

— Cr...Crispin...? — wymamrotał.

Adeline zakryła usta dłonią i zaniosła się płaczem. Tym razem szczęścia.

— Boże, udało się — odetchnął Crispin. Jednym uderzeniem laski, rozwalił łańcuchy i spojrzał w oczy swojego wychowanka.

Czerń zniknęła.

— Słodki Jezu — Adeline ledwo zdołała do niego podejść. Rzuciła mu się na szyję i gdyby jej nie objął, pewnie upadłaby na ziemię.

Jerome wszedł do sali razem z Eliotem, który właśnie dołączył. Oboje nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Szeryf kręcił głową z uśmiechem, a jego zastępca trzymał buzię otworzoną tak szeroko, jakby siedział na fotelu dentystycznym.

— Dlaczego wszyscy płaczą, co robię na Scotland Yard i po co te łańcuchy? — zapytał w końcu Eran. Nie rozumiał sytuacji. — Adeline, dusisz mnie.

Skażona KrewWhere stories live. Discover now