Rozdział XVIII

16 5 12
                                    

Theresa zmierzała właśnie na spotkanie z Jacobem Russelem. Wampirem, któremu cztery dni temu na bankiecie Benneta zdążyła na tyle zamącić w głowie, żeby zdobyć jego numer i się umówić. Jednak kiedy tylko usłyszał, że Tessa obraca się w towarzystwie Levingstone'a, zażądał jego obecności. W innym przypadku nie chciał nic powiedzieć.

Tessie wydało się to śmieszne, ale z drugiej strony Will nie był osobą, która o swojej przeszłości opowiadała przy każdej okazji. W gruncie rzeczy dawne czasy z Williamem były pewnego rodzaju tajemnicą.

Jacob zapewne chciał wymienić jakieś informacje, bądź się czegoś dowiedzieć. Powtarzała sobie.

Knajpa zamykała się ma szczęście dopiero o jedenastej, dlatego spotkanie mogło przebiec w ustalonych warunkach.

Zdziwiła się nieznacznie, kiedy na miejscu odkryła, że jest pierwsza. Kelner wskazał jej zarezerwowany wcześniej stolik, zabrał płaszcz i odprowadził na miejsce. Wtedy uznała, że to nie jest zwykła knajpa. Bardziej restauracja i to pod kontrolą wampirów, których było tam mnóstwo.

Drugi przyszedł William, wywołując niemałe zamieszanie swoją obecnością. Co on tutaj robi? Rozlegały się szepty, a kiedy usiadł naprzeciw Tessy i zmierzył każdego wzrokiem, ucichli i powrócili do swoich spraw.

— Sława jest uporczywa. — rzucił, ostentacyjnie wzdychając. Wyglądał jakoś inaczej. Musiał znać to miejsce, skoro był w stanie się ogarnąć.

Tessa przyłapała się na tym, że mu się przygląda, więc odwróciła wzrok, ale to był Will. Zauważył.

— Mam coś na twarzy? — zapytał żartem. Doskonale wiedział, skąd te próby nie gapienia się na niego. — Spokojnie, mamy jeszcze wiele wieków, żebyś mogła się we mnie wpatrywać.

— No tak, samouwielbienie wita — prychnęła, gwałtownie odwracając głowę w jego stronę. — Wyglądasz jakoś inaczej. — wyjaśniła. Zniknęły gdzieś cienie pod oczami, które wydawały się żywsze, miał ułożone włosy, a jego twarz sprawiała wrażenie odprężonej. Niczym młody szlachcic, którym niegdyś był.

— Przespałem trzy dni z rzędu, jadłem regularnie i nie tknąłem alkoholu. To dlatego. — kiedy to mówił, wydawał się jakiś smutny, co trochę zmartwiło Theresę.

— Dlaczego brzmisz, jakbyś zrobił te wszystkie rzeczy wbrew sobie, mimo tego, że wyszły ci na lepsze? — potrząsnęła głową.

— Lepsze? Jestem jeszcze bardziej atrakcyjny? Ahh, gdyby te wszystkie dziewczyny wiedziały, jaki jestem w środku paskudny. Możesz zacząć je ostrzegać. — puścił jej oczko.

— William. — wymówiła jego imię w taki sposób, że wiedział, że oczekiwała poważnej odpowiedzi. Chciał jej nawet udzielić, jednak w tym samym momencie stanął przed nimi Jacob Russel.

— Nie wierzę, że pana poznam osobiście — skierował się do Willa z przesadnym entuzjazmem. — To mój najlepszy dzień w życiu od stu lat! Jacob Russel. — podał mu dłoń.

William nie odwzajemnił tego gestu. Zmrużył oczy i skinął głową na Tessę. Jacob jakby odzyskał rezon i najpierw wymienił uprzejmości z nią, a dopiero później jego i dłoń Willa się uścisnęły.

— Willia...

—Wiem, William Levingstone. — przerwał mu i przysiadł tak, że każdy miał na siebie dokładny widok.

Theresa wciągnęła powietrze. Nie przerywa się Willowi.

— Co chcecie wiedzieć? — uśmiechał się dziwnie. Wyglądał trochę jak szaleniec.

— Wszystko — odparł wampir, przenosząc na chwilę spojrzenie na Tesse. Czuła, że bezgłośnie ją pyta, kim jest ten czubek. — Czego chcesz w zamian?

Skażona KrewWhere stories live. Discover now