Rozdział III

35 3 12
                                    

William po dotarciu do Hyde Parku zobaczył mnóstwo ciał skażonych wampirów, które walały się wszędzie; pod drzewami, na ławkach, w krzakach, a najwięcej było ich wokół wejścia do schronu Yyvon. Rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś żywego i wtedy ujrzał oblicze Dawson. Spryskana krwią kroczyła w jego stronę z dumnie uniesioną głową, dzierżąc w prawej ręce osikowy miecz, a w drugiej głowę wroga. Odrzuciła ją w bok, łokciem otarła brud z twarzy i przyjrzała mu się uważnie.

— William Levingstone. — powiedziała zaciekawiona. Wiele o nim słyszała; o tym, że był wampirem kompletnym, diabelnie przystojnym, nie wylewał za kołnierz, ale przede wszystkim potrafił czytać w myślach.

— Co tu się stało? — wyjął dłonie z kieszeni płaszcza i zrobił krok w jej stronę.

— Rzeź. A na co innego ci to wygląda? — zaśmiała się bez krzty wesołości. Jej krótkie włosy dodawały jej swego rodzaju poświaty odwagi.

— Gdzie jest Crispin i Anthony? — był niepewny.

— Na dole. Czekają na ciebie — skinęła głową w bok. — Wyszłam, bo wracam ze zwiadów. Nie mamy żadnych ofiar, na szczęście. — wyprzedziła jego pytania. Pomyślała wtedy, że Will naprawdę jest taki, jak o nim mówią i bardzo chciała się o tym przekonać na własnej skórze. — Cieszę się, że mogę osobiście cię poznać. Jesteś legendą. — wyznała z uznaniem, na co cmoknął z dezaprobatą.

— Nie ciesz się — pokręcił głową i puścił ją przodem. — Nie jestem nikim, z kim znajomość powinna cieszyć. Raczej martwić.

— Doprawdy? — uśmiechnęła się, kiedy przemieszczali się w ciasnych korytarzach. — Skąd w takim razie przy twoim boku takie osoby. — spojrzała na Crispina i Tony'ego. William zbył to pytanie i podszedł do nich zaniepokojony.

— Też tak myślę. — powiedział na wstępie, słysząc myśli Crispina.

— Jezu, Levingstone. Przestań włazić do mojej głowy bez pozwolenia! — machnął ręką.

— O czym on mówi? — zagadnęła Yyvon.

— Najpierw zaatakowano Tessę, potem komisariat, gdzie byliśmy wszyscy, to miejsce, pełne młodych wampirów... to było zaplanowane. — sprostował najstarszy wampir.

— Woah, co za poziom dedukcji — zironizowała Yyvon. — Każdy chyba na to wpadł. Ważniejszą kwestią jest to, kto za to odpowiada? — założyła ręce na krzyż.

— I czemu w ogóle Skażeni panoszą się tylko po Londynie? — dodał Crispin.

— Nie wiem. Musimy się tego dowiedzieć. — westchnął Will. Wtedy do środka wszedł młody chłopak z bezczelnym uśmiechem przylepionym do twarzy, wesoło gwiżdżąc, a kiedy jego czarne oczy spotkały się z zielenią tych Crispina, ten drugi totalnie zamarł.

— Wszyscy wybici — powiedział młodzieniec. — Cześć, tatku. — zasalutował w stronę Crispina.

— Tatku? — powtórzyła Yyvon z niedowierzaniem.

— Jestem równie zaskoczony, co ty — odezwał się w końcu Crispin. William wiedział, kim jest chłopak, ale pozwolił, by jego przyjaciel sam wyjaśni sytuację. — Myślałem, że nie żyjesz.

— Och, bo nie żyję — podszedł bliżej. — Teoretycznie. — uśmiechnął się, pokazując kły.

— Kurwa... — Crispin rozmasował czoło, a William uraczył go zduszonym śmiechem.

— Zostawiłeś mnie po tym, jak zrobiłeś sobie ze mnie pożywkę i jasne, straciłem przytomność, ale Yyvon mnie znalazła, zaopiekowała się mną i tak oto jestem — przeczesał jasnobrązowe włosy dłonią. — Nienawidzę cię za to, czym się przez ciebie stałem, ale spokojnie, będziemy utrzymywać neutralne stosunki w imię wyższej sprawy. — oblizał usta i powlókł smutnym spojrzeniem w stronę Yyvon.

Skażona KrewWhere stories live. Discover now