Rozdział XIII

17 5 19
                                    

— Dość — powiedziała ostro Adeline, kończąc tym samym trening z bronią. Nie miała już siły rzucać sztyletami i wymachiwać drewnianymi kijami. Marzyła tylko o gorącej kąpieli i kubku herbaty.

— Nie ty decydujesz, kiedy kończymy. — odparł Eran, celując w nią kołkiem. Wywróciła oczami na te uwagę.

— Nie dam już rady, nie mam wampirzej wytrzymałości. — żaliła się. Zdjęła z dłoni skórzane rękawiczki i cisnęła nimi na stół, aby następnie położyć na nim czoło.

— Powtórzę się po raz setny — zaczął z irytacją wampir. — Mieszkasz w mieście pełnym Skażonych, musisz ćwiczyć do upadłego, jeśli chcesz przeżyć. — chłopak usiadł naprzeciw Adeline i zaczął się jej przypatrywać.

W świetle jednej lampki wyglądała jak większość nastolatek po męczącej lekcji wychowania fizycznego, ale nawet szkoły przestały funkcjonować jakiś czas temu.

— Nie musiałabym tego robić, gdybyście się w końcu wzięli w garść i załatwili tę sprawę raz na zawsze. — wycedziła przez zęby, sfrustrowana całą sytuacją.

— Wypraszam sobie — uderzył pięścią w stół. — Jestem świeżakiem, a pierwsze, za co się zabrałem, to treningi, żeby wybijać te pijawki. Codziennie z Crispinem chodzę patrolować Lambeth Bridge i przy okazji morduję Skażonych, czekając na jakiś cud, bo skoro William nie potrafi znaleźć Victora, musi się ukrywać wybitnie dobrze. Wypruwają sobie żyły, powinnaś to wiedzieć, będąc córką Faitha, a skoro tak ci to przeszkadza, co tutaj jeszcze robisz? Dlaczego się nie wyniesiesz na drugi koniec kraju, tak jak większość? — wrzała w nim irytacja.

— Nie zostawię tutaj taty samego — wyszeptała i podniosła głowę. — Przepraszam, jego niemoc wpływa też na mnie, masz rację. — potrząsnęła głową.

— Wszystkim nam jest ciężko — westchnął długo. — Musimy współpracować i się wspierać, nie podcinać sobie skrzydła. — Eran sam był zmęczony wszystkim. Rzucił się na głęboką wodę, nie mając za bardzo wyboru, ale starał się utrzymać na powierzchni.

— To trochę dziwne, nie sądzisz? — odezwała się po dłuższej chwili. — Pierwsze trzy morderstwa miały miejsce w krótkim odstępie czasu, a odkąd chodzicie na mosty minęły dwa tygodnie i nic.

— Musiałby być idiotą, żeby zabić przy nas. Nie zdziwię się, jak znajdzie się jakieś ciało w parku, żeby mógł dokończyć pisanie swojego nazwiska. — prychnął, ale Adeline się uśmiechnęła, bo rozbawił ją ten przytyk.

Im więcej czasu spędzała z tym wampirem, tym częściej zaczęła dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie zauważyła. Lubiła, jak przeczesywał włosy, jak krzywo się uśmiechał, jak wywracał oczami, kiedy wyłudzała przerwę i lubiła patrzeć na niego, kiedy pokazywał jej jakąś sekwencję ruchów.

— Mam coś na twarzy? — zapytał w końcu, kiedy jej wzrok stał się uciążliwy.

— Nie. Myślę — zmarszczyła czoło. — Macie tam jakieś wampirzyce u tej Yyvon? Wiesz, też świeżo przemienione? — zaciekawiła się.

— Jakieś są. — przyznał. Zaczął się bawić gazetą sprzed miesiąca. Crispin ich nie wymieniał.

— Dlaczego jeszcze z żadną nie zacząłeś kręcić, głupku? — założyła ręce na krzyż. — Przecież to idealna okazja.

— Dobry Boże... — zaśmiał się. — Dobrze, że cię tam nie ma, bo jeszcze byś mnie swatała z kimś. — wstał i zniknął na chwilę w pokoju obok, żeby przynieść jej wodę.

— No ale przyznaj, że taki dodatek byłby miłym umileniem tych czasów. — przyjęła wodę z wdzięcznością.

— Zajmij się swoim umileniem — zasugerował. — Mnie to nie jest potrzebne. Nie na siłę — machnął dłonią. — Za godzinę kończy się patrol, odprowadzę cię.

Skażona KrewWhere stories live. Discover now