Rozdział VII

22 6 10
                                    

Tessa nie wiedziała, czy chciała usłyszeć to, co przed chwilą było jej dane, czy też nie, ale wiedziała jedno: jej słabość do Williama tylko wzrosła. Wbrew temu, co sobie obiecała. A za to zmalała wiara w siebie.

Wyłoniła się z ciemnej uliczki powoli i stanęła przed wampirami, a kiedy srebrne oczy odnalazły jej sylwetkę, pojawiła się w nich nuta strachu.

— Tesso? — wydukał. Miał nadzieję, że nic nie słyszała. — Co ty, do diabła, tutaj robisz. Powinnaś być w domu! — skarcił ją. Tony zaniepokojony odwrócił się w stronę kobiety.

— Wierzcie mi, gdybym nie miała ważnego powodu, nie byłoby mnie tutaj. Nie zdążyłam dogonić Crispina po prostu.

— Co się dzieje? — zapytał Anthony z troską i chociaż chciała odpowiedzieć patrząc mu w oczy, jej wzrok ciągle uciekał w stronę Williama.

— Złapałam Skażonego. Jest u mnie w mieszkaniu. On mówi. To znaczy, normalnie mówi — wyjaśniła. — Wiem, jak to brzmi, ale przysięgam. Próbowałam porozmawiać z nim sama, ale spanikowałam i wolałam pójść po pomoc — gestykulowała rękami. — A wy, co tutaj robicie?

— To mało ważne w tej chwili — Will machinalnie machnął dłonią. — Chodźmy to sprawdzić — zarządził i cała trójka skierowała się do mieszkania panny Holdter. — Jakim cudem udało ci się go złapać?

— Nie atakował mnie — odparła. — Yhmm, to mężczyzna. Użyłam bycia kobietą — wzruszyła ramionami, a wampir posłał jej pytające spojrzenie. — Och, nic z tych rzeczy. Wystarczyła rozmowa — broniła się. — Swoją drogą, obleśne przypuszczenie. — skomentowała i westchnęła ciężko.

Jak to Daniel chciał być przez nią tylko przemieniony? Nie kochał jej. Nie kochał jej, a ona oddała mu na na moment swoje martwe serce. Na moment, bo znowu wróciło do tego, który teraz kroczył obok niej. Myślała całą drogę Theresa.

— Zostawiłaś kota ze Skażonym? — zagadnął Levingstone, kiedy Theresa siłowała się z kluczem i zamkiem. Udała jednak, że nie słyszy pytania i po chwili wszyscy znaleźli się w środku.

W kuchni do krzesła przywiązany był skażony wampir, przemieniony w młodym wieku — jak większość. Zaśmiał się złowieszczo kiedy tylko zobaczył pozostałych.

— Wszędzie poznam zapach pełnego wampira. — syknął, kiedy William do niego podszedł.

— Cóż, ja przynajmniej pachnę — odparł nieumarły, wziął kolejne krzesło i okrakiem usiadł na nim naprzeciw schwytanego. — Czemu lazłeś za tą kobietą? — skinął na Tessę.

— Na rozkaz. — puścił Willowi perskie oczko, ale przy tych czarnych gałkach wyglądało to przerażająco.

— Czyj? — irytacja Levingstone'a wzrastała. Już wtedy wiedział, że to nie będzie łatwa i przyjemna rozmowa. Anthony usadowił się w kącie i głaszcząc Winstona przyglądał się całej scenie.

— Nieważne. — zaśmiał się znowu.

— Po co za nią szedłeś?

— Jestem Skażonym — zaczął dosyć wyniośle. — Jestem wampirem, bądź co bądź... — przeniósł wzrok na Tessę. — Ale wciąż pozostaję mężczyzną. — dodał, oblizując zęby. Zaraz po tym jego szczęka zderzyła się z pięścią Williama.

— Dlaczego potrafisz mówić? — zapytał cicho czarnowłosy i posłał Anthony'emu spojrzenie pełne politowania. Tony wydął tylko usta.

— Nie potrafisz przeczytać moich myśli? — zadrwił z niego.

— Słuchaj, cwaniaku. — William złapał Skażonego za kark i zbliżył się do niego.

— Ależ słucham uważnie. — szepnął. Will chciał już coś powiedzieć, ale wyprzedziły go powolne kroki Tessy, która stanęła za Skażonym i położyła dłoń na jego ramieniu, a potem zamknęła oczy.

Skażona KrewWhere stories live. Discover now