1. Martwiący się Vaer

20.6K 456 194
                                    

POV: REESEPHINE VALENTINE

-Nie ma nawet takiej mowy.

-Reese, nie obchodzą mnie twoje widzimisię. Pan Barry i twój ojciec podpisują na tej uroczystości ważny dokument z firmą, o który negocjowali przez ostatnie miesiące, musisz tam być i bez dyskusji upraciuchu. Państwo Vaer i my jesteśmy rodziną i musimy się nawzajem wspierać.

-Aleksander Vaer moją rodziną? Chyba mi się przesłyszało. Nigdzie nie idę, tym bardziej jako jego osoba towarzysząca.

-Naprawdę? Tak do tego podchodzisz i jesteś dumna z osiągnięć swojego ojca? On będzie cię potrzebował, Reesephine. - zagryzłam wargę.

-To nie tak, że nie chcę mu towarzyszyć. Po prostu wiesz, że nie lubię takich udawanych przedstawień a wasz pomysł, żebym towarzyszyła panu ,,jestem najprzystojniejszym, najmądrzejszym i najbardziej umięśnionym facetem na świecie" z oczywiście największą skromnością nie wiem czy mnie śmieszy czy przyprawia o łzy.

-Posłuchaj, tak pokażemy siłę i współpracę swoich rodzin. Nie będzie dobrze wyglądało jak będziecie wiecznie sobie dogryzać stając nie mniej niż na jeden kilometr odległości. Proszę cię o jeden wieczór. Później możecie wrócić do tych swoich żałosnych sprzeczek.

-Nie ma takiej opcji. -zwróciłam się pewnie w stronę matki, która już od parunastu minut próbowała przekonać mnie do jej jakże cudownego pomysłu.

Po moim trupie.

-W takim razie nie myśl o żadnym wyjeździe w te wakacje na zawody. Nikt z nas ci go nie zasponsoruje. - nie sądziłam, że tak szybko wyciągnie swoją najsilniejszą broń.

-Mamo, nie zrobisz tego. - stwierdziłam oburzona.

-A owszem zrobię. No chyba, że zgodzisz się spędzić ten jeden wieczór z Vaer'em juniorem. - wypowiedziała dumna siebie. Tak bardzo chciałam, żeby ten uśmiech wygranej zszedł jej z ust i wstąpił na moje.

Było to niestety niemożliwe.

-No dobrze.

-Słucham?

-Może być. - odpowiedziałam zirytowana faktem, że muszę się powtarzać.

-Czy ja się przesłyszałam? Reesephine Valentine da się na coś namówić? Czekaj muszę usłyszeć to jeszcze raz. - jej uśmiech się powiększył, za to na moich wargach pojawił się wielki grymas.

-Wiesz co? Jednak zmieniłam zdanie. -powiedziałam naburmuszona wychodząc z salonu i kierując się schodami w górę.

-Wyjazd!

-No dobra! Przez tą jedną głupią noc spróbuję wytrzymać z tą małpą!

-Nie obrażaj małp! -usłyszałam już z dołu łapiąc z uśmieszkiem za klamkę moich drzwi.

Wchodząc do mojego pokoju otworzyłam okno i skierowałam się do łazienki w celu szybkiego prysznica.

W końcu musiałam się przygotować na cotygodniowy rodzinny obiadek z nikim innym jak zasranym Vaer'em.

Ten skurwiel może nic nie robić, ale sama jego twarz czy nawet obecność irytuje mnie do stopni niemożliwości.

Co raz bardziej powątpiewam, że dam radę być koło jego boku na tej uroczystości. Ciągłe gadanie ile to on nie uniesie swoim wielkim bicepsem mnie zabije.

Już sobie współczuję a do uroczystości został jeszcze tydzień.

W zasadzie zmieniam zdanie - tylko tydzień.

My WomanTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon