21. Trywialny Anioł

4.4K 98 20
                                    

POV: REESEPHINE VALENTINE

Czekałam, czekałam aż jego ,,obiecuję" się spełni. Jednak moje serce z każdym dniem łamało się na co raz to więcej ostrych kawałków, rozcinających mnie brutalnie od środka z każdym oddechem.

Najpierw wyczekiwałam go w szkole. Nie pojawił się. Następnie na weekendowym obiedzie. Również nic. Później napierałam jak głupia na jego komórkę. Numer niedostępny, aby na końcu zrozumieć.

Zrozumieć okropnie bolesną prawdę. Nie przyszedł do mnie, zrezygnował ze mnie.

I na początku próbowałam zwalić to na jego ojca. W końcu kazał mu się pakować, byłam pewna, że brak jakiegokolwiek kontaktu Aleksandra to jego sprawka.

Jednak nowe wiadomości porwały mnie na ziemię, pociągając brutalnie w dół.

Zdjęcie uśmiechającego się Vaer'a w objęciach Glorii z podpisem ,, Już znamy datę ślubu pary najbardziej wpływowych biznesmenów" pociągnęło mnie do znaczącego wniosku. Zrozumiałam.

Nie odzywał się do mnie bo byłam problemem.

Problemem na ich wspólnej drodze.

I choć właśnie to sobie przez te wszystkie dni wmawiałam, moje serce czuło inaczej, dlatego też postanowiłam jak ostatnia idiotka wtargnąć po raz kolejny na posesję Vaer'ów, jednak tym razem nie miałam tyle szczęścia co ostatnio. Co prawda przywitała mnie Pani Monica oferując gorącą czekoladę, jednakże po wymienieniu się zdaniami, dotarło do mnie jedno. Go naprawdę nie ma. Jest z nią. Dla niej.

Na mnie czas już pozostał skończony.

Dlatego z wielkim zapałem wpadłam na pomysł, aby jeszcze bardziej ukazać jaka jestem żałosna. Znowu poszłam do baru i znowu się upiłam. I znowu spotkałam blondyna. Bardzo przygnębionego blondyna. Czyli tylko nie mi się życie sypie.

Co za cudowna wiadomość.

Nie wiele myśląc. Z resztą jak po raz kolejny tego dnia, usiadłam obok blondyna ze swoim niezawodnym uśmieszkiem.

-Ale z ciebie smutas. - wypowiedziałam pijackim głosem widząc smętną minę chłopaka. Naprawdę musiało być źle. To mnie trochę ożywiło.

-Nie, dziękuję, nie mam ochoty. - wypowiedział recytując. Zachowywał się conajmniej dziwnie.

-Słucham? Ale ja jeszcze nic ci nie zaproponowałam.

-Moja odpowiedź wciąż brzmi nie. - przyjęta jego naprawdę okropnym stanem, postanowiłam naruszyć jego tykalność, łapiąc go za ramię. Chłopak tak jakby za magią różdżki, wybudził się ze swojego transu i spojrzał na mnie rozkojarzonym wzrokiem.

I wtedy właśnie sobie uświadomiłam jakie okrucieństwo potrafi zagwarantować nam życie. Pewnego dnia możemy po prostu wstać i dowiedzieć się, że nasze dotychczasowe prowadzenie życia przełoży się do góry nogami. Ludzie tak są pochłonięci swoimi przyjemnościami, że tracąc się w nich zapominają o jednym. Często te ,,przyjemności" to przyjemności negatywne. Tracą czas na poznanie świata czy chociażby siebie i nie pielęgnują pięknych relacji, które dane było im stworzyć. Jakie to jest głupie, że dopiero kiedy coś stracimy, jesteśmy w stanie poznać tego wartość. Dlaczego coś musi się skończyć, żeby zacząć ją posiadać? Dlaczego nie mogliśmy tej wartości ujrzeć wcześniej i z niej we właściwy sposób korzystać nim się ,,skończy"?

Nie siliłam się nawet na wypowiedzenie powszechnych trzech słów.,, Wszystko w porządku?". Za dużo razy te zdanie zostało przez ludzi użyte w sytuacjach, w których mieli głęboko w dupie odpowiedzi na nie i zwyczajnie straciły one sens. W zasadzie i tak było widać, że Vaish nie tętni życiem. Odpowiedział by mi, że jest chujowo a wtedy w ogóle by się zrobiło niezręcznie. Nie do tego dążyłam.

My WomanWhere stories live. Discover now