10. Pech

7.6K 171 32
                                    

POV: ALEKSANDER VAER

Kolejny tydzień zapowiadał się równie źle co ostatni. Co raz większy natłok obowiązków, przygotowania do ślubu (jakkolwiek to nie brzmi) a co najgorsze - nasi kochani ojcowie uznali, że ,,takie" oświadczyny nie powinny być przy ,, rodzinnym" obiedzie tylko na widoku, aby gazety doskonale mogły i miały o czym pisać.

W następnym tygodniu miała się odbyć kolejna uroczystość, która zrobiona została na cześć nowych kontraktów z firmą ojca Glorii, cóż za pech chciał, że uznali to za idealny moment. Miejsce pełne wpływowych ludzi, pełno medii oraz wykwintna restauracja, w której jak to sobie zaplanowali miałem wyjawić miłość do Glorii. Na samą myśl było mi niedobrze. Bo była to pierdolona fikcja. Coś co idealnie nie współgrało z moimi wartościami i coś co było ostatnią rzeczą na liście rzeczy, na które mam ochotę.

Cóż, nie miałem nic do gadania.

Nazajutrz mój ojciec znowu przygotował mi pełno zadań. Byliśmy już po rozmowie z mamą. Nie była oczywiście zadowolona i prosiła ojca, aby nie pozwalał na coś takiego. Niestety choćbym też tego chciał uniknięcie tego było wprost niemożliwe.

-Zajmiesz się dostawą. Każdy z listy ma dostać swój towar do magazynu i ty masz nad tym sprawować. Jeśli inni zawalą, to znaczy, że ty zawaliłeś. Zrozumiano? - wypowiedział do mnie swoim pretensjonalnym głosem. Miałem go już serdecznie dość. Pierdolony w świetle mediów idealny ojczulek, który tak naprawdę jest kawałem gnoja, który odkąd pamiętam się na mnie wyżywa za swoje porażki. Nie mogę się doczekać, aż w końcu zgnije.

-Tak. - mruknąłem tylko biorąc od niego wcześniej przytoczoną listę. To nie pierwszy raz kiedy dostaje po dupie za jego niekompetentnych pracowników. Jeden czy dwa więcej nic nie zmieni. Pomimo tego, iż dopinam zawsze wszystko na ostatni guzik i tak mu coś nie pasuje.

-Nie tak, tylko tak rozumiem. - wypowiedział doniośle. Miałem ochotę mu strzelić. I to tak mocno. Jednak powstrzymywała mnie w duchu jedna brunetka, przez którą teraz próbowałem unormować przyspieszony oddech.

-Tak, zrozumiałem. - wypowiedziałem kolejny raz od niechcenia.

-Na co jeszcze czekasz? Nie mam ochoty cię widzieć. Wyjdź stąd i to załatw. Masz czas dziś do dwudziestej.

POV:REESEPHINE VALENTINE

-Zdałem! Zdałem! Zdałem! Zaliczyłem semestr! Zaliczyłem semestr u tej kurwy! - usłyszałam zbliżający się głos Scottsdal'a - kolegi z męskiej drużyny szkolnej. -Czaicie?! Dwa minus na zaliczeniu u tej czarownicy. Wredne szmacisko się skrzywiło mówiąc mi, że udało mi się zaliczyć ten semestr. Musimy się upić!

Doskonale wiedziałam o czym mówił Scottdal. Nasza pani od matematyki była czystym diabłem. Kobieta niczym z horroru. Wyraźnie podkreślała nam na każdej lekcji, że nie ma ochoty tu być, jesteśmy idiotami i nie obchodzi jej to, że wcale nas nie uczy. Nasze lekcje wyglądają w taki sposób, iż szanowna księżniczka przychodzi z gazetą, zadowolona podaje nam zadania jakie mamy wykonać a następnie jak ktoś chociaż głośniej odetchnie daje mu uwagę za brak pracy na lekcji. Czysta ona. Erica Kremer.

-Panie Collins'ie. Cieszę się, że tak ładnie pan o mnie mówi oraz jeszcze raz gratuluję zaliczenia semestru. - uśmiechnęła się ze swoimi już nie zębami.

Ten wzór, który miał przypominać uśmiech jednak szybko opadł a ja szczerze współczułam teraz Scottdal'owi. Pomimo swojej porywczości był naprawdę dobrym kolegą i z pewnością nie należał mu się taki pech.

- Do dyrektora! Już! Smarkaczu jeden. Co sobie myślałeś co?! - pogładziłam współczująco ramię blondyna, aby ten kolejno skierował się za tą wiedźmą. Następnie podrapałam się po karku zdołowana treścią, która znajdywała się na trzymanej teraz przeze mnie kartce.

My WomanWhere stories live. Discover now