25. Obietnice

4K 105 17
                                    

POV: ALEKSANDER VAER

-Na kolana, synu.

Głośno przełknąłem ślinę.

-Obiecałeś, że już nigdy tego nie zrobisz. - zdołałem wypowiedzieć łamiącym głosem, przypominając sobie brutalne wspomnienia.

-A ty obiecałeś mi posłuszność. Dziś nastał dzień, gdzie oboje złamiemy nasze obietnice i wrócimy do normalności. - uśmiechnął się zachęcająco.

Niekontrolowanie moje dłonie zaczęły się trząść a ja sam zacząłem zmieniać swoją postawę. Niektórych wspomnień nie da się wymazać z pamięci, ani zmienić ich biegu. Zostają takie same, z brutalnym kształtem oraz wyrazistym obrazem. Zostają w nas. Stają się nami.

-Zagubiłeś się, głupio stawiając jakąś szmatę na pierwszym miejscu, ale one już takie wszystkie są. Dlatego ci wybaczam.

I to właśnie te zdanie przypomniało mi o tym kim jestem i przede wszystkim kim jest on.

Przypomnienie o brunetce stawiło dla mnie największe wybawienie. To ona mnie pocieszała w tych trudnych momentach przez niego stwarzanych, nawet nie pytając co się stało. Po prostu była. była. A ja sobie przysięgłem, że zawsze będę dla niej. Niezależnie od danej sytuacji.

-Największą szmatą jesteś tutaj ty. Znęcasz się nad wszystkimi próbując stłamsić swoje własne emocje. Swoją własną bezużyteczność. - mimo wiedzy, że żadne słowa nie dojdą do niego, póki sam nie będzie chciał się zmienić niepowstrzymanie je wypowiedziałem. W głębi wiedząc, że słowa kieruję bardziej do siebie samego a raczej do tej strony, która wątpi.

-Hamuj słowa albo zaraz zwiększę liczbę uderzeń. - próbował mi zagrozić, ale ja wciąż uporczywie stawałem na swoim.

-Naprawdę nie widzisz tego jaki jesteś słaby? Przemoc to jedyne co masz do zaoferowania a ja już dłużej nie będę tego znosił. - odwróciłem się i ruszyłem szybkim krokiem w stronę drzwi, od mojego pokoju. Byłem pewny, że dłużej nie dam rady z nim zostać. Kiedy walił mi się grunt pod nogami, on był jedynie w stanie jeszcze bardziej mi go zabierać. Jego obecność nie była moim aż. Była moim despektem.

-Jesli teraz wyjdziesz to...

-To co? - obróciłem się na pięcie. -Czym znowu mi zagrozisz?

-Jeśli teraz wyjdziesz to przysięgam, że to co widziałeś ostatnio na krześle, będzie pestką w stosunku do tego, co jej zrobię. Skoro uważasz, że ona jest lepszym wyborem, pokażę ci jak bardzo się mylisz. Albo honorowo przyjmiesz wszystkie uderzenia albo ona je będzie musiała znosić trzykrotnie. Na twoich oczach.

Odgłos rozpinanego paska spodni, rozebrzmiał po całym salonie.

Moje największe wybawienie było moim największym przekleństwem.

-Skoro tak bardzo wielbimy panienkę Reesephine, będziesz przyjmował każde uderzenie na cześć jej imienia. - wyrwał pasek ze spodni i obwiązał go wokół swojego nadgarstka. -Każde uderzenie to jedna literka.

POV:REESEPHINE VALENTINE

Starannie wiązając swoje buty, sięgnęłam na komodę w korytarzu po butelkę wody, aby następnie wyjść z domu i zakluczyć drzwi. Nie wierzyłam, że to robię, ale chyba tak. Właśnie Reesephine Valentine, która przez całą podstawówkę nie położyła ani razu nogi na zajęciach wf, idzie biegać. I dzisiaj wcale nie mamy pierwszego kwietnia w kalendarzu.

Moje postanowienie, które sobie obiecałam odnośnie tańca, było dobrym postanowieniem, ale i również konsekwentnym.

Zdążyłam zauważyć, że taniec mimo tej samej frajdy przy cięższych ruchach sprawia mi trudności. I o to właśnie jestem. O szóstej wieczorem w parku, robiąc raczej trucht niż bieg. Czułam, że wypluwałam wszystkie wnętrzności, jednak uparcie w to brnęłam, wiedząc, że mi się opłaci. Znałam swoje limity i wiedziałam, że jest to spowodowane moją przerwą w aktywności a nie moimi możliwościami, jeśli teraz odpuszczę nigdy nie spełnię swojej obietnicy. Może i nie dane mi będzie wziąć udział w zawodach, o których nie tak dawno marzyłam. Taka przerwa z pewnością mi zabrała szansę na wygraną czy samą tam obecność, jednak to nie zmieniało faktu, że zamiast dla sędziów na zawodach mogę być lepsza dla siebie. Bez żadnej nagonki, a z wyznaczonym czasem, który jest dobry dla mojego własnego tempa. Było ciężko, ale wiedziałam doskonale, że nie ma magicznego sposobu, który by mi pomógł przez to szybciej przebrnąć. Szybciej to niestarannie, niestarannie to gorzej. Najlepszą radą było po prostu nie zastanawiać się jak mi źle a zwyczajnie działać dalej, mając oczywiście w głowie dobrze wyznaczoną granicę.

My WomanWhere stories live. Discover now