11. Zielone Oczy

7.5K 161 26
                                    

POV: REESEPHINE VALENTINE.

Już nie pamiętam kiedy ostatni raz tak bardzo trząsły mi się nogi. Vaer próbował mnie uspokajać, ale wciąż miałam z tyłu głowy najgorsze scenariusze. Niedawno człowiek, którego bym wskazała jako dobrego przyjaciela rodziny okazał się być potworem a ofiara tego potwora próbowała mi wmówić, że będzie wszystko w porządku.

Ale jak ma być w porządku skoro zabroniono mi o tym komukolwiek wspomnieć? Gdy nie mogę z nikim się podzielić, że widziałam przemoc na własne oczy i prawdopodobnie nie była ona jednorazowa? To jest niepojęte i czuję się z tym bardzo źle, ale jednocześnie wiem, że muszę uszanować decyzję Aleksandra, bo nie podejmowałby ich nierozsądnie i bez drugiego dna. Ale z jednej strony czy to właśnie nie ofiara wypiera się najmocniej zarządzonych jej przykrości? Miałam teraz znowu wszystko wrzucone do głowy i nie byłam w stanie odpowiedzieć na nic.

Przyglądając się Vaer'owi z tłem z oknem z tyłu zastanawiałam się jednocześnie jak może być teraz taki spokojny, taki... neutralny, codzienny i bałam się, że on naprawdę potrafił tak to maskować.

Bałam się, że działa mu się krzywda za ścianą obok a ja nie byłam w stanie tego ujrzeć, że potrzebował pomocy a ja potrafiłam tylko mu dogryźć i jeszcze bardziej zepsuć humor. To... to mnie wyniszczało.

To, że nie pomogłam mu, gdy tego potrzebował.

To, że przyczyniłam się do dalszego rozwijania przykrych dla niego sytuacji.

Czułam się teraz ze sobą okropnie.

-Rees, będzie w porządku. Mówiłem ci, mam wszystko pod kontrolą. - Vaer wypowiedział gładząc mnie kciukiem po ręce jednocześnie nieświadomie wprowadzając mnie w jeszcze większy stan.

-Naprawdę to nazywasz pod kontrolą? Jak możesz kazać siedzieć mi cicho skoro wiesz jak bardzo mnie boli krzywda innych. Twoja krzywda? - wypowiedziałam w emocjach siedząc już pięć minut w gabinecie ojca Aleksandra.

-Rees, doskonale wiem, że jest ci ciężko, ale na niektóre rzeczy pomimo chęci czy bólu, nie mamy wpływu.

-Nie, jeśli wszystko się komplikuje powinieneś się z tym zrównać zamiast tak myśleć. Nie powinieneś wybierać tej łatwiejszej drogi bez chęci stawienia czoła swoim przeciwnościom.- powiedziałam mając już łzy w oczach. Przecież to przestępstwo. Jak Aleksander może myśleć, że nie ma z tej sytuacji wyjścia?

Głośno odetchnął przecierając ręką twarz.

-To nie takie łatwe, uwierz mi, też chciałbym coś z tym zrobić, ale mój brak dyskrecji tak samo jak i twój. - spojrzał na mnie wymownie na co przewróciłam oczami. - tylko by zmierzył się z dużymi konsekwencjami i nadal brakiem kroku do przodu.

-Dlaczego się poddajesz?

-Co?

-Aleksander, którego znam by tego nie odpuścił, ty za to wyglądasz jakbyś się z tym już pogodził, przerażasz mnie.

-Rees, mówiłem ci już, że...

-Jesteś tchórzem. I dupkiem, bo każesz mi pomimo bólu zachować to wszystko dla siebie. Dlaczego nic nie wskórasz? Dlaczego pozwalasz mi cierpieć z powodu wiedzy, że ci się coś dzieje?

-Rees, ja... - obojga odwróciliśmy się w stronę drzwi, które w tym momencie zostały otworzone a w nich pojawił się wspomniany wcześniej mężczyzna.

O wilku mowa.

Szkoda, że o takim okrutnym.

-Witam was kochane dzieci, mam nadzieję, że wybaczycie mi te spóźnienie. - wskazał na kubek w ręku kładąc na biurku papiery. Mam nadzieję, że nie śmiesznie żartował z podpisaniem tej umowy.

My WomanWhere stories live. Discover now