3. Każdy z nas cierpi.

14K 523 197
                                    

#TODwatt

Laurette

Do Londynu wróciłam w Sylwestra, wraz z rodzicami – mimo ich uporu. Odbyłam kilkugodzinną sprzeczkę z matką, która chciała zostawić mnie u babci jeszcze na tydzień, aż do zakończenia przerwy świątecznej. Ostatecznie przekonało ją chyba to, że zostawiłam wszystkie podręczniki w domu, a chciałam pouczyć się na nieistniejące sprawdziany.

Podjechaliśmy pod dom późnym popołudniem, gdy słońce rzucało już swoje ostatnie promienie na ulicę, powoli chowając się za horyzontem. Wewnątrz cała drżałam z oczekiwania. Nie mogłam doczekać się momentu, w którym zobaczę Astona.

Rozmawialiśmy przez telefon kilka razy, ale miałam wrażenie, że chłopak robi to niechętnie. Miał wyprany z życia głos i wymigiwał się od niewygodnych pytań, co wzbudziło moją podejrzliwość. Chciałam już móc spojrzeć mu w oczy i wyczytać z nich odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły.

Dlatego też od razu wbiegłam do sypialni i zrzuciłam z siebie przepocone po podróży ubrania. Wzięłam ekspresowy prysznic, wypsikałam się perfumami o zapachu brzoskwiń, a potem ogarnęłam włosy i założyłam świeże ciuchy. Zbiegłam na parter, a gdy już miałam skierować się do drzwi wyjściowych, zawołał mnie tata.

Wywróciłam oczami, niecierpliwiąc się coraz bardziej, ale posłusznie weszłam do saloniku, gdzie czekał już na mnie z matką. Wyglądali, jakby mieli się zaraz pokłócić, dlatego tym bardziej zapragnęłam znaleźć się z dala od tego domu i kiepskiej atmosfery, która zatruwała całe powietrze.

– Gdzie się wybierasz? – zagaił, odpinając mankiety w śnieżnobiałej koszuli.

Otworzyłam usta, gotowa wyznać im prawdę, gdy dobiła mnie świadomość, iż najprawdopodobniej zabroniliby mi się spotkać z Astonem. Już dość nawysłuchiwałam się ich narzekań na tego chłopaka w przeciągu kilku ostatnich dni.

– Do schroniska. Jest Sylwester, a pieski potrzebują towarzyszy. Niektóre bardzo boją się fajerwerków. – I prawdopodobnie naprawdę powinnam się tam wybrać.

– Mam nadzieję, że nie musimy ci przypominać, że spotkania z synem Richmonda są dla ciebie nieosiągalne – odparł, strzelając we mnie uważnym spojrzeniem. Mama jedynie kiwnęła mu głową na zgodę, co było bardziej niż dziwne. Rzadko w czymkolwiek się ze sobą zgadzali.

– Nie musicie. – Westchnęłam cicho. – Przecież wiem.

– O której wrócisz?

Cholera. Nigdy wcześniej tak mnie nie kontrolowali. Zazwyczaj pytali tylko, gdzie się wybieram i tyle im wystarczyło, a teraz? Naprawdę tak to miało wyglądać?

Równie dobrze mogłabym wyjść bez słowa. Byłam pełnoletnia, a to, że wciąż żyłam na ich utrzymaniu niczego nie zmieniało. Ale czy chciałam robić sobie pod górkę w tak napiętej już sytuacji? Nie, zdecydowanie nie.

– Na pewno po północy, gdy na mieście trochę się uspokoi.

– Poproś szofera, by na ciebie zaczekał.

– Jasne. Mogę już iść?

Gdy udzielił mi zgody, wybiegłam na zewnątrz, machając dłonią do kierowcy, by dać mu znać, że musi mnie gdzieś zawieźć. Od razu wsiadł do limuzyny i wyjechał nią przed bramę, a ja pospiesznie wystukałam wiadomość do jednego z pracowników schroniska, upewniając się, że mają wystarczającą ilość wolontariuszy na tę noc. Mimo wszystko nie chciałam zostawiać ich na lodzie, zwłaszcza w tak stresujący dla piesków dzień.

Tears of DarknessWhere stories live. Discover now