22. W końcu czuję się wolna.

11K 501 147
                                    

#TODwatt

Aston

Mieliśmy co świętować. Oj, kurwa, naprawdę mieliśmy.

Może nie do końca satysfakcjonował mnie fakt, że Ray za decyzją sądu poszedł siedzieć. Osobiście wolałbym torturować go do śmierci, ale Cassian twierdził, że muszę oduczyć się takiego myślenia.

Tak czy inaczej wyeliminowaliśmy zagrożenie. Nie nazwałbym tego rozwiązania sprawiedliwym, bo w czasie, gdy moja siostra i Laurette do końca życia będą niosły na barkach traumę, on ustawi się w pierdlu i wciąż będzie mógł oddychać tym samym powietrzem, ale... Ale to i tak było coś, a ja nie mogłem zrobić nic więcej.

Byłem świadkiem tego, jak życie wraca do oczu mojej Laurette. To tak, jakby wybudziła się wreszcie z długiego koszmaru i uświadomiła sobie, że teraz nic już jej nie grozi.

Bo naprawdę nie groziło. A ja byłem gotów zrobić dosłownie wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo.

Teraz trzymałem ją mocno na swoich kolanach, gdy ta śmiała się z opowiadanego przez Eliasa żartu. W jej dłoni spoczywała butelka szampana, którą podwędziliśmy z hotelu. Otaczała nas radosna, wręcz triumfalna atmosfera. Mogłem nawet przysiąc, że Cassian uśmiechnął się raz czy dwa. W ten powściągliwy sposób, ale i tak.

– Przez twoje opowieści odczuwam silną potrzebę pójścia do Kościoła, a przecież jestem, do cholery, niewierząca – rzuciła ze śmiechem Laurette.

Doskonale czułem, jak pośladki dziewczyny wbijają się w moje krocze, jak mnie testują. I choćbym chciał ukryć wzwód, to nie byłem w stanie. A jej chyba to nie przeszkadzało. Albo nie zwracała na to większej uwagi, choć przecież pijana też z pewnością nie była. Odkąd rozkręciliśmy tę małą imprezkę, wypiła tylko kilka łyków szampana, nic więcej.

– Możesz pójść pomodlić się za mnie, bo ja mam dożywotni zakaz wstępu – odparł ze śmiertelną powagą.

– Serio?

– Nie, napierdalam się tylko – prychnął, po czym pociągnął długi łyk wiśniowego piwa. – Ale wcale by mnie to nie zdziwiło.

– Hmm, w sumie mnie też nie.

Miałem wrażenie, że trafiłem do jakiejś innej, piękniejszej rzeczywistości. Otaczali mnie najważniejsi dla mnie ludzie – brakowało co prawda Violet, ale pocieszał mnie fakt, że siostra powoli dochodzi do siebie. Regularne spotkania z terapeutką wreszcie zaczęły przynosić skutki, a z tego co wiedziałem, Laurette również wciąż utrzymywała z nią kontakt.

W każdym razie czułem się szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej. Miałem wrażenie, że los w końcu postanowił nam odpuścić. Być może w przyszłości czekało na nas jeszcze wiele przeszkód, ale teraz... Było mi po prostu tak beztrosko. Tak dobrze.

– Mam zajebisty pomysł – oświadczył Brindley, zrywając się na proste nogi. Następnie pobiegł po telefon i zaczął coś na nim klikać.

Wymieniliśmy z Cassianem skonsternowane spojrzenia.

– Już się boję – wymamrotałem.

– To nic nielegalnego – zapewnił. – Ale potrzebuję do tego kogoś, kto nie ma kija w dupie.

– Ej, a kto niby...

– Co powiecie na karaoke?

Cassian od razu pokręcił głową, a ja mu zawtórowałem. Śpiewanie nie było czynnością, którą chciałbym wykonywać tego wieczoru. Ani w żaden inny dzień. Po prostu nie.

Tears of DarknessWhere stories live. Discover now