23. Urodziny Laurette.

10.4K 519 426
                                    

#TODwatt

Laurette

Oczy przysłaniała mi chusta, którą Aston zawiązał mi wokół głowy zanim wyszliśmy z samochodu. Teraz kierowaliśmy się w stronę domu – chyba, bo przecież nic nie widziałam, a ten chłopak miał czasem naprawdę chore pomysły. Mieliśmy już kwiecień, pogoda dopisywała, a ja czułam, jak ciepły wiaterek wdziera mi się pod sukienkę.

Moje urodziny. Właśnie kończę dziewiętnaście lat.

– Mam się bać? – zapytałam, trzymając go mocno za dłoń. Chyba miałam już dość tych niespodzianek. Najpierw tor, a teraz to... cokolwiek zaplanował.

– Nie wiem, może?

– Super, że chociaż tobie humor dopisuje – prychnęłam. – Mnie ktoś zerwał z samego rana z łóżka. W moje własne urodziny. Nie zdążyłam się nawet dobrze pomalować.

– I tak wyglądasz pięknie – odparł.

– A ta chusta mi zaraz wszystko rozmyje.

– Nie dramatyzuj, Laurette. – Westchnął ciężko. Usłyszałam szczęk drzwi. – Nie zawsze chcę ci zrobić na złość, wiesz? Dziś jest zdecydowanie jeden z tych dni.

– Oby – burknęłam chłodno, ostrożnie przekraczając próg.

Gdzieś niedaleko słyszałam radosny śmiech Eliasa i jakieś szmery. Zmarszczyłam brwi. Co oni, do cholery, wymyślili?

– Zaraz ci to zdejmę – obiecał Aston. Postawiliśmy jeszcze kilka kroków w przód, aż stanęliśmy w miejscu. – Dobra, no to już...

Czym prędzej zerwałam sobie z twarzy ten kawał szmaty, a potem... A potem doznałam ciężkiego szoku.

Elias kucał przy wyspie kuchennej z uśmiechem tak szerokim, że na policzkach uwydatniły mu się dołeczki. A obok niego ogonkiem merdał wesoło Benji.

Benji, do cholery. Jego czarna sierść błyszczała w promieniach porannego słońca, a różowy język zwisał mu po boku.

To sen?

Nie, na pewno nie.

Uszczypnęłam się, by nadać temu wszystkiemu trochę wiarygodności. Zabolało, więc to na pewno nie był żaden sen ani wytwór mojej wyobraźni.

– Ukradłeś mi psa, dupku? – warknęłam, uderzając Astona w ramię. Jak się mogłam spodziewać, mój mały wybuch wywołał w nim tylko kolejną salwę śmiechu.

Wówczas oczka Benji'ego skierowały się na mnie, a ja przepadłam – dosłownie i w przenośni. Serce niemal topiło mi się na widok jego ucieszonego pyszczka.

Zerwałam się z miejsca, by po chwili opaść na kolana przy psiaku. Ten wskoczył na mnie momentalnie, zaczął lizać mnie po twarzy i drapać pazurkami po odkrytych przedramionach. W oczach zebrały mi się łzy, a tysiące pytań rozsadzało mi czaszkę.

– Co on tu robi? – wysapałam, mierząc podejrzliwym spojrzeniem chłopaków.

– Mieszka. – Elias wzruszył ramionami, a potem poczochrał mnie po głowie jak młodszą siostrzyczkę i dodał: – Wszystkiego najlepszego, Ettie.

Otwierałam i zamykałam usta naprzemiennie, nie wiedząc, co powiedzieć ani jak zareagować. Chyba byłam w zbyt wielkim szoku. Chwilowo skupiłam się więc na piesku. Pogłaskałam go za jednym, a potem za drugim uchem i przytuliłam mocno do siebie, gdy po raz kolejny wskoczył mi na klatkę piersiową.

– Czyli wy... adoptowaliście go? – udało mi się wreszcie zapytać.

Aston stał oparty o framugę drzwi z ramionami skrzyżowanymi na piersiach i tylko kiwnął mi głową na potwierdzenie. Mierzył mnie i Benji'ego rozczulonym spojrzeniem.

Tears of DarknessWhere stories live. Discover now