15. Nigdy mi się nie wymkniesz.

12K 526 272
                                    

#TODwatt

Laurette

Kiedyś lubiłam chodzić do szkoły. Nie żebym eksplodowała z zachwytu na samą myśl, ale czułam się naprawdę dobrze w otoczeniu murów Golden Lakes School. Uwielbiałam klimat, jaki niósł za sobą ten dziewiętnastowieczny budynek, rozległy dziedziniec, a nawet kawę z automatu, którą większość osób uważała za wyjątkowo słabą.

Kiedyś. Kiedyś naprawdę lubiłam to wszystko. Czułam, że pasowałam tam idealnie. Miałam nieskończone pokłady ambicji i trochę więcej entuzjazmu. Z radością obdarzałam innych uśmiechem i czułam łaskotanie w żołądku za każdym razem, gdy ktoś ten gest odwzajemniał. Aprobata ze strony rówieśników zapewniała mi pewnego rodzaju bezpieczeństwo, a na pewno dzięki temu miałam spokojniejszą głowę i o jedno zmartwienie mniej. Widziałam przecież tych mniej lubianych uczniów, którzy trzymali się na uboczu i nie zawierali żadnych przyjaźni. Ich życie wydawało się takie smutne. Nie chciałam taka być.

Ale mimo usilnych starań, miałam wrażenie, że finalnie skończyłam właśnie w tym miejscu. Taka myśl dopadła mnie, kiedy siedziałam samotnie pod drzewem, modląc się w duchu, by nikt mnie nie zaczepił. Albo gdy zgłosiłam się na lekcji do odpowiedzi – naprawdę miałam ostatnio spore problemy z nauką do fizyki, a temat był łatwy, więc chciałam nadrobić – i usłyszałam kilka prychnięć z tylnych ławek. Mogłabym przysiąc, że słyszałam, jak Elias po lekcji wkłada im rozum do głowy. Nieważne. Niepotrzebnie się starał.

Dotarło to do mnie również w momencie, kiedy posyłając innym wyuczony uśmiech, nie otrzymywałam nic w zamian. Jakbym nie istniała. Straciłam swoją pozycję, nawet o tym nie wiedząc. Wystarczyła chwila nieuwagi, dosłownie moment krótszy od sekundy i już byłam nikim.

Ale nie to było najdziwniejsze. Jeszcze bardziej zatrważającą myślą było bowiem to, że... wcale aż tak się tym nie przejęłam. Kiedyś miałam straszne parcie na zostanie „królową" szkoły, jakkolwiek głupio i dziecinnie by to nie brzmiało. Chciałam znajdować się bezustannie w centrum uwagi, jakby to miało zapełnić te luki, które pozostawili po sobie rodzice nie opiekując się mną. Pragnęłam akceptacji, bo samotność była przerażająca, a gdy inni przynajmniej udawali, że mnie lubią, ja wmawiałam sobie, że mogę na nich liczyć.

Może dzieci pozostawione same sobie po prostu są z góry skazane na taki los. Robią wszystko, by zaimponować innym, niezależnie od tego, czy zgadza się to z ich światopoglądem i kompasem moralnym.

Pragnęłam tej atencji, a gdy ją poniekąd straciłam, o dziwo nie poczułam się tak koszmarnie, jak mogłabym przypuszczać.

W drodze na następną lekcję tego dnia zahaczyłam o korytarz, by wyciągnąć z szafki odpowiedni podręcznik i notes. Większość uczniów spędzała przerwę obiadową na stołówce, więc wokół mnie nie było żadnej osoby. Cieszyłam się chwilą spokoju, która nie trwała jednak zbyt długo, jakby los się mnie uczepił. Zamknęłam drzwiczki szafki i prawie dostałam zawału na widok stojącej tuż obok Sloan. Po jej minie wywnioskowałam, że raczej nie przybyła do mnie w pokojowych zamiarach. Nozdrza falowały jej ze złości, a z oczu ciskały pioruny. Nigdy nie była zbyt dobra w ukrywaniu swoich uczuć, a teraz nawet już nie próbowała.

– Czego chcesz? – zapytałam obojętnym tonem, mijając dziewczynę szerokim łukiem. Puls mi przyspieszył, gdy złapała mnie w stalowym uścisku za ramię i obróciła przodem do siebie.

Naprawdę cholernie nienawidziłam, gdy ktoś zaburzał moją przestrzeń osobistą. Byłam wyczulona na niechciany dotyk – zwłaszcza po tej sytuacji z Ray'em, która – swoją drogą – wciąż nie dawała mi spokoju. O ile w ciągu dnia jakoś udawało mi się spychać te okropne wspomnienia w czeluści własnego umysłu, to w nocy nie miałam nad tym kontroli. Coraz częściej budziłam się z krzykiem, jakby moje koszmary przybrały rzeczywisty wymiar.

Tears of DarknessWhere stories live. Discover now