21. Mój. Tylko mój.

10.1K 447 183
                                    

#TODwatt

Cześć, cześć. Witam was na malutkim maratonie. Za moment pojawi się kolejny rozdział :) Miłego czytania!

Laurette

– Naprawdę nie powiesz, dokąd mnie zabierasz? – zapytałam chyba po raz setny, gdy mknęliśmy wzdłuż opustoszałej drogi.

Wyjechaliśmy już z Londynu, a teraz z każdej strony otaczał nas gęsty las i wszystko wskazywało na to, że Aston znów wywozi nas na jakieś pustkowie.

– Laurette, brakuje ci cierpliwości. – Głos chłopaka doskonale oddawał jego irytację.

– Czasami masz chore pomysły, wolę być przygotowana – burknęłam cicho, po raz kolejny wyglądając przez boczną szybę. Kropelki deszczu odbijały się od jej powierzchni, wypełniając wnętrze samochodu odgłosami miarowego dudnienia.

– Chore pomysły? – Parsknął śmiechem.

– Takie, jak uprowadzanie swojej dziewczyny – odparowałam, gromiąc go spojrzeniem. – Serio. Powiedz wreszcie, gdzie jedziemy.

– Nie.

No jasne, że nie. Po co miałby mi mówić?

– Jesteś beznadziejny.

– A ty niecierpliwa.

– Powtarzasz się.

– Ty też.

– No dobra. – Czas spróbować innej taktyki. – A daleko jeszcze?

– Naprawdę brzmisz jak Osioł ze Shreka – stwierdził roześmiany.

– No i co? Lepszy Osioł od jakiegoś niezrównoważonego chłopaka, którego hobby jest porywanie niewinnych nastolatek – prychnęłam.

– Nie porwałem cię. Wsiadłaś do samochodu dobrowolnie.

– Taa, dobrowolnie. – Wywróciłam oczami. – „Wsiadaj albo wrzucę cię do bagażnika." – zacytowałam jego słowa, jednocześnie pokładając całe wysiłki w tym, by naśladować ton jego głosu. – To jest ta twoja dobrowolność?

– Wiesz, w każdej chwili mogę się zatrzymać i jednak cię tam wepchnąć – zagroził po tym, jak po wnętrzu samochodu ponownie rozniósł się jego śmiech.

– Mówiłam: chore pomysły.

– Skuteczne – zaznaczył z naciskiem. – Na twój upór potrzebne są drastyczne metody.

Jęknęłam sfrustrowana, raz za razem uderzając potylicą o zagłówek. Gdyby chociaż z radia leciała jakaś muzyka... Ale Aston nienawidził jej słuchać w czasie jazdy, więc byłam skazana na ciszę.

– No powiedz chociaż, czy długo tak jeszcze będziemy jechać?

– Nie.

– To znaczy? Dziesięć minut? Pięć?

Aston westchnął przeciągle, a to oznaczało tylko tyle, że w końcu się ugiął. Zawsze się ugina. Może on też był uparty, ale w tej konkurencji zdecydowanie ze mną przegrywał.

– Jakieś dziesięć – odparł w końcu.

– Mogę zgadywać?

– Jeśli musisz...

Tears of DarknessWhere stories live. Discover now