7. I tak cię kocham.

11.5K 510 298
                                    

#TODwatt

Laurette

Gdy tylko te magiczne kilka słów opuściło moje usta, powietrze jakby zgęstniało i zaczęło mnie dusić. Zwłaszcza, że reakcja Astona była daleka od tej, której się spodziewałam.

Zmarszczył brwi, jakby było mu smutno. Jakby przygnębiła go myśl, że odwzajemniam jego uczucie.

– Nie powinnaś...

– Cicho – wtrąciłam, nabierając jakiejś nowej siły. – Nie obchodzi mnie to, co powinnam. Powiedz mi tylko, czy mówiłeś szczerze. Wtedy...

– Tak. Oczywiście, że byłem szczery – uciął gniewnie. – Kocham cię, Laurette i właśnie dlatego nie mogę znieść myśli, że to właśnie przeze mnie rujnujesz sobie życie.

Jego twarz była tak blisko mojej. Doskonale widziałam ten charakterystyczny błysk w jego oczach, który pojawiał się, ilekroć tracił nad sobą panowanie. A ja potrzebowałam, by pozostał sobą. Ułożyłam więc dłonie na jego policzkach, ścisnęłam je lekko i nie poddając się, kontynuowałam swoją wypowiedź:

– Skoro tak, to pewnie zrozumiesz kiedy powiem, że nie jestem w stanie trzymać się od ciebie z daleka. Pomyśl, gdybym to ja znalazła się w takiej sytuacji, gdyby groziło mi więzienie... Po prostu byś mnie zostawił, czy robiłbyś wszystko, żeby mnie wspierać?

Aston zacisnął szczęki, aż mięsień na nich zaczął pulsować i odwrócił wzrok. Znał odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie, ale najwidoczniej nie zamierzał jej wypowiadać. Bowiem miałam rację. I gdybym to ja miała kłopoty, on zrobiłby wszystko, żeby mnie z nich wyciągnąć.

– Możesz udawać, że mnie nie potrzebujesz... Możesz odpychać mnie i zachowywać się tak, jakbym nic dla ciebie nie znaczyła. Ale to niczego nie zmieni – dodałam szeptem.

– Jesteś...

– Niemądra? – wtrąciłam ze smutnym uśmieszkiem. – Nawina? Głupia? No, dalej.

– Nie, Laurette. Jesteś... – Wziął głęboki wdech. – Jesteś zbyt dobra. Zbyt wspaniała. A ja...

Nie myśląc zbyt wiele, uniosłam dłoń i wymierzyłam cios w jego policzek. Głowa aż mu odskoczyła, a zaskoczone spojrzenie od razu padło na mnie.

– Co ty, kurwa, robisz?

– To za pieprzenie głupot. Co chciałeś powiedzieć? Że na mnie nie zasługujesz? – warknęłam.

– Przemoc do ciebie nie pasuje – wymamrotał, rozmasowując obolałe miejsce na swojej twarzy. Pozostawiłam po sobie czerwony ślad, ale w ogóle nie było mi go szkoda.

– Czasami przemoc jest warunkiem koniecznym, z czego doskonale zdajesz sobie sprawę. – Korzystając z okazji, uwolniłam się z jego ramion i odeszłam na bok. – A teraz weź się w garść i chodź ze mną do schroniska. Chcę, żebyś kogoś poznał.

– Kogo? – zapytał od razu, a dezorientacja pojawiła się na jego twarzy.

– Pewnego chłopaka. Umila mi czas, gdy ty tracisz energię na zachowywanie się jak skończony dupek. Czyli całkiem często.

– Chyba nie mówisz, kurwa, poważnie...

– Jezu, po prostu chodź. – Wywróciłam oczami i nie czekając na niego, ruszyłam do wejścia. Już na wstępie kiwnięciem głowy powitał mnie jeden z wolontariuszy. Podeszłam do niego, pokazałam mu wygrzebaną z torebki plakietkę, a wtedy podał mi klucz do odpowiedniej klatki.

Tears of DarknessNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ