rozdział 14

3.1K 68 10
                                    

Dotykał mnie... wszędzie i całował mnie wszędzie...jęczałam z rozkoszy jaką mi dawał.

I wtedy ze snu wybudziły mnie pocałunki. Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam Michaela, który się we mnie wpatrywał z uśmieszkiem na ustach.

- Wiedziałem, że to popołudnie ci się podobało, ale nie sądziłem, że aż tak, że będziesz jęczeć przez sen.

Na jego słowa rzuciłam w niego poduszką i na nim usiadłam.

- A kto powiedział, że to ty mi się śniłeś - zapytałam prowokująco na co on zacisnął szczękę.

- W takim razie zaraz ci przypomnę kto cię rżnął od rana - mówiąc to chwycił mnie za szyję i obrócił tak, że to on teraz nade mną górował.

Niestety do rzeczywistości przywróciło nas wejście przez drzwi ojca Michaela. Gdy zobaczył nas w takiej pozycji omal nie dostał zawału. Dobrze ci stary gburze - pomyślałam.

- Zamiast zabawiać się ze swoją panną powinieneś pracować.

Zanim Michael zdążył się odezwać, ja zrzuciłam go z siebie, owinełam się kołdrą i ruszyłam w jego stronę.

- Ta panna będzie niedługo żoną twojego syna i matką twoich wnucząt - powiedziałam, a gdy byłam już przed nim, chwyciłam za drzwi i dodałam - puka się - uśmiechnęłam się przypominając sobie w jakiej pozycji nas zastał - zwyrolu.

Zamknęłam mu drzwi przed nosem i podeszłam do Michaela, który siedział z uśmiechem na twarzy.

- Dasz mi nas kiedyś obronić - zapytał.

- Zastanowię się - odparłam udając zamyśloną.

- Matką moich dzieci, moją żoną, niezłe plany masz dla nas.

- Nie ma nas Michael, jestem ja i jesteś ty - odparłam na co on przewrócił oczami.

- Muszę iść - powiedział wstając.

- A szkoda, bo miałam ochotę na następną rundę - sapnęłam z udawanym smutkiem.

- Nie prowokuj mnie, przeruchaliśmy większość dnia, muszę trochę popracować - powiedział biorąc swoje ubrania z ziemii.

- Możesz mi podać tą zieloną torebkę, mam tam telefon - powiedziałam.

Podszedł do fotela i przez przypadek zrzucił torebkę z której wszystko się wysypało. Michael zaczął zbierać wszystko z ziemi, aż znalazł zdjęcie z USG.

- Mam nadzieję, że nie mówiłaś serio o tych dzieciach - powiedział pokazując to zdjęcie.

Na co spojrzałam na niego jak na debila.
Zaczął dalej wszystko zbierać, zostawiając jakąś karteczkę.

- Co masz w ręce - zapytałam.

- Ty mi powiedz - powiedział podchodząc.

To była ta karteczka z numerem telefonu.

- To tylko głupia karteczka, nie dramatyzuj.

- Kto to?

- Nie wiem - skłamałam.

- Nie umiesz kłamać - odparł wpisując w swój telefon numer z karteczki.

- Ej co ty robisz - zapytałam.

Przycisnął telefon do ucha i czekał na odpowiedź z drugiej strony. Rozmówca w końcu odebrał.

- Halo, to pewnie ty Olivio.

- Nie, tak się składa, że to jej narzeczony. Pilnuj się śmieciu, bo nie wiesz kiedy zginiesz - powiedział wkurwiony Michael rozłączając się.

- Już mu mówiłam, że mam narzeczonego.

- Najwyraźniej, wtedy nie zrozumiał, teraz już napewno - powiedział patrząc mi głęboko w oczy i wyszedł.

Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Był zazdrosny?

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 17.30.
Postanowiłam się trochę ogarnąć i pójść na spacer z pieskami. Musiałam im jeszcze wymyślić jakieś imiona.
Zrobiłam swój standardowy makijaż i związałam włosy, wypuszczając kilka pasem luźno. Ubrałam czarny top na który nałożyłam biżuterię i garnitur, a do tego dobrałam długą dżinsową spódnicę. Gdy byłam gotowa do wyjścia postanowiłam pójść do kuchni, by nalać do butelki trochę wody dla piesków. Przechodziłam wtedy przez salon w którym siedział Michael z kilkoma mężczyznami. Już miałam wejść do kuchni, gdy nagle jeden z nich na mnie zagwizdał mówiąc.

- Skąd taką lalę wytrzasnąłeś - zapytał na co Michael się zagotował.

- Kochanie przedstaw się panu - odparł zaciskając szczękę.

Chciałam trochę powkurzać Michaela. Podeszłam, więc i przedstawiłam się:

- Oliwia, miło mi pana poznać - wiedziałam, że się teraz wkurzy, oczekiwał, że powiem, że jestem tylko jego. O nie, nie, nie.

Przeszłam kawałek tak, by stanąć obok Michaela i powiedziałam do niego ciszej.

- Jakoś tu gorąco, nieuważasz - i patrząc mu prosto w oczy ściągnęłam z siebie dół bielizny i rzuciłam nią w niego. Brakowało mu bardzo mało do wybuchu - idę się przejść - powiedziałam i poszłam w stronę wyjścia.

Tą wodę kupię w jakimś sklepie. Po prostu musiałam szybko stamtąd uciec.
Wzięłam psy na smyczy i wyszłam z domu, zastanawiając się co będzie, gdy wróce. Albo może lepiej żebym dzisiaj nie wracała.

Gdy podeszłam pod sklep, przywiązałam pieski do drzewa i weszłam do środka. Wzięłam z półki wodę i ruszyłam w stronę kas odrzucając przy okazji kolejne połączenie od Michaela. Nagle poczułam, że na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę znad telefonu i spojrzałam w górę.
Okazało się, że to Jay.

- Ostatnio często na siebie wpadamy - powiedział na co się uśmiechnęłam.

- Słuchaj, przepraszam za niego, on jest czasami...

- Frajerem?

- Zaborczy - dokończyłam.

- To nie twoja wina. Co tu robisz - zapytał, gdy wychodziliśmy ze sklepu.

- Właściwie to spaceruje, a teraz przyszłam po wodę dla moich psów.

- Mogę ci potowarzyszyć, no i chętnie poznam twoich towarzyszy - powiedział.

- Jasne, czemu nie. Może pomożesz mi wymyślić dla nich imiona, bo mi coś nie idzie - odparłam, gdy podeszliśmy do psów.

- Ten wygląda, jak Rocky.

- Ładnie, pasuje mu. Niech będzie - powiedziałam, a po chwili zastanowienia dodałam - a ona będzie miała na imię Maya.

- Pasuje jej.

Chodziliśmy tak dobre pół godziny, aż w końcu odprowadziłam Jaya pod sklep, gdzie stał jego samochód.
Pożegnaliśmy się przytulając i każdy poszedł w swoją stronę.

Idąc do domu myślałam o tym co tam zastanę.
W końcu Michael dzwonił do mnie dwanaście razy. Szłam wolno, żeby jak najbardziej opóźnić konfrontację z nim.

UkładOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz