rozdział 26

4.6K 104 53
                                    

- Muszę ci coś powiedzieć - zaczął widocznie zestresowany, a je zestresowałam się co to może być - Ja cię ko..

I w tym momencie zadzwonił telefon.

- Czekaj pójdę odebrać - odparłam i wzięłam do ręki komórkę.

Okazało się, że to Nicolas. Odebrałam i dałam na głośnomówiacy.

- Co jest - zapytałam.

- Liv ona..ona..nie dam rady sam.

- O co chodzi Nicolas - dopytywałam.

I w tym momencie usłyszałam głos Lizz.

- Halo, Liv?

- O co chodzi - zapytałam.

- Bierz auto i jedź na Vermont Ave.

- Po co, co tam jest?

- Szpital. Zaczynam rodzić, a Nick panikuje. Zadzwoń jeszcze do Michaela.

- Dobra jedziemy, za chwilę jesteśmy.

Rozłączyłam się i spojrzałam z szokiem na Michaela, który też zabardzo nie wiedział co się przed chwila stało.

Ubraliśmy się w pośpiechu i ruszyliśmy do wyjścia, po drodze spotykając Edoardo. Powiedzieliśmy mu o co chodzi i daliśmy - wskazówki dotyczące psów.

Po jakichś 20 minutach wysiadaliśmy pod szpitalem. Ruszyliśmy pędem do wejścia, a potem do recepcji, w której dowiedzieliśmy się gdzie mamy się skierować. Ruszyliśmy na wybrane piętro i przeszukiwaliśmy korytarze.

Po chwili znaleźliśmy siedzącego na krześle z opuszczona głową Nicolasa.

- Hej już jesteśmy - zaczełam na do spotkałam się z ciszą.

- Co jest, gdzie jest Lizz - zapytał Michael.

- W tej sali - wskazał palcem Nick.

- To dlaczego jesteś smutny? Coś nie tak z dzieckiem albo Lizz - dopytywałam.

- Nie, po prostu...po prostu się boje.

- czego - zapytał tym razem Michael.

- Stary będe miał zaraz dziecko. Trochę panikuję, jak zapłodnisz kiedyś moja siostrę to sam zobaczysz jak to jest, a poza tym będzie wcześniakiem - powiedział podwyższając ton.

Postanowiłam zignorować część o zapładnianiu mnie i odparłam:

- Nick będzie dobrze, napewno sobie poradzisz. Pomagałeś rodzicom ze mną, a poza tym będziesz najlepszym ojcem na świecie.

- No prawie najlepszym bo jeszcze ja będe przed tobą- wtracił Michael.

Spojrzałam na niego wzrokiem pod tytułem nie teraz chłopie a potem skupiłam się sobowtórem na Nicku.

- Naprawdę tak sądzisz - zapytał mnie brat.

- Oczywiście, że tak.

- Dziękuję.

- Nie masz za co. Chodź tu się przytul do siostrzyczki - powiedziałam z uśmiechem co po chwili odwzajemnił i się we mnie wtulił.

Po kilku godzinach z sali wyszedł lekarz i szukał kogoś wzrokiem. Gdy spojrzał na mojego brata kiwnął glową i ruszył w naszą stronę.

- Dobry wieczór, pan jest narzeczonym pani Elizabeth?

Gdy to usłyszeliśmy odrazu wszyscy wstaliśmy z miejsca.

- Tak, tak to ja. Wszystko z nią okej i z dzieckiem?

- Może pan to zaraz sam sprawdzić. Niestety państwo nie mogą jeszcze dzisiaj wejść, ponieważ pani Elizabeth jest bardzo przemęczona, ale poza tym wszystko z nią okej i z córeczka oczywiście też.

UkładOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz