rozdział 22

2.9K 75 9
                                    


Właśnie minął miesiąc od mojego ostatniego spotkania z Michaelem. Przez ten czas próbował się ze mną skontaktować tylko raz.

Zadzwonił po około tygodniu, z pytaniem czy możemt się spotkać i to przegadać. Odmówłam... Tak będzie lepiej, a przynajmniej tak sobie wmawiam.

Kilka tygodni temu słyszałam jego rozmowę z Nickiem. Powiedział, że wyjeżdża z powrotem do Włoch i, że nie będzie z nim kontaktu, ale wróci, gdy Suzanna się urodzi.

Po takim czasie nadal codziennie o nim myślałam. Próbowałam dowiedzieć się czegoś od Edoardo i Nicka na temat tej Victorii i o tym co ukrywał przede mną Michael, ale żaden nie chciał mi nic powiedzieć.

Jechałam właśnie do Lizz, która zaprosiła mnie na pogaduszki. Włączyłam muzykę ze Spotify i  śpiewałam na cały głos piosenki, łamiąc przepisy prawa drogowego.

Po piętnastu minutach byłam już na miejscu i właśnie wchodziłam do środka z udawanym uśmiechem, próbując zakryć fakt, że jeszcze nie zapomniałam o Michaelu.

Po chwili dołączył do nas Nick, który zapytał:

- Co się dzieje Liv? Od miesiąca jesteś strasznie smutna.

- A jak myślisz, dlaczego jest smutna?! Powiedz jej w końcu prawdę - wydarła się Lizz.

Spojrzałam na nią w szoku, bo akurat ona bardzo rzadko podnosiła głos. Nie spodziewałam się, że czegoś się dowiem, ale wtedy usłyszałam głos Nicka.

- Nie mógł ci powiedzieć o niczym, bo nie chciał cię martwić. Jesteś dla niego najważniejsza.

- I to dlatego wyjechał z inną?!

- Wyjechał, ponieważ ojciec mu zagroził, że ci coś zrobi. Wrócił do Victorii i nic ci nie mówił przez ojca - pierwsza łza...

- Cooo?! Przecież mógł mi powiedzieć, nie rozumiem...

- Wie jaka jesteś i że tak łatwo byś nie odpuściła - druga łza poleciała po moim policzku.

- I co teraz... mam po prostu o nim zapomnieć, tylko dlatego, by być bezpieczna. Obydwoje się unieszczęśliwiamy w ten sposób - teraz łzy zaczęły lecieć mi ciurkiem na bluzę Lizz, która mnie właśnie przytulała.

- Kiedyś tu wróci i choć byłem temu przeciwny to o ile będziecie się dalej kochać to napewno będziecie razem.

- Ja go nie... - zaczęłam.

- Liv, dobrze wiesz, że tak. Kochasz go...

                         
                                     •••

Trzy miesiące później...

Właśnie szykowałam się do wyjścia, ponieważ Jay zaproponował mi randkę. Nic do niego nie czułam, ale to pomagało mi się oderwać od szarej rzeczywistości. Już kilka razy proponował mi randkę, nigdy się nie zgadzałam, ale było mi już go trochę żal. Tak się starał, a ja myślałam tylko o Michaelu...

Ubrałam na siebie różowy komplet w, którm znajdowała się długa spódnica z koralikami i dużym wycięciem na nogę oraz top z długim rękawem z siateczki, na którym również znajdowały się koraliki. Do tego ubrałam czarne szpilki wiązane na kostce i tego samego koloru małą torebkę.

Włosy jak zawsze delikatnie pofalowałam i zrobiłam trochę mocniejszy, wieczorowy makijaż.

Spojrzałam ostatni raz w lustro i wyszłam z mieszkania pod którym właśnie czekał Jay.

- Wyglądasz dzisiaj pięknie - powiedział odrazu, gdy mnie zobaczył.

- Wiem. Ooo, dziękuje - powiedziałam, gdy podał mi bukiet róż.

Szkoda tylko, że nie lubię róż... zawsze wolałam goździki. Michael, by nie popełnił tego błędu. Gdy kiedyś powiedziałam mu o tych kwiatach, na drugi dzień znajdowały się w każdym wazonie w domu.

- Nie podobają ci się?

- Niee.. są okej - odparłam sztucznie się uśmiechając.

- Okej, no to chodźmy...

- Gdzie mnie zabierasz?

- Zobaczysz...

Podeszłam do jego samochodu i gdy już miałam wsiadać dostałam wiadomość. Wyciągnęłam szybko telefon z kieszeni i spojrzałam na
wyświetlacz.

Michael: Nie jedź z nim.

Zamurowało mnie. Skąd wiedział co teraz robię i dlaczego nie zostawi mnie w spokoju i nie zacznie żyć swoim życiem.

Postanowiłam narazie to zignorować i wsiąść do samochodu. Po chwili ruszaliśmy już z parkingu.

Po około dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Była to centrum miasta i jego bogata część.

Jay pierwszy wysiadł z samochodu, a ja przyzwyczajona już zwyczajami Michaela nadal w nim siedziałam sądząc, że obejdzie samochód i otworzy mi drzwi. Jednak to się nie stało... machnął w moją stronę ręką przywołując mnie do siebie.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że jestem rozpieszczoną dziunią. Po prostu Michael zawsze tak robił, a mój dzisiejszy partner machnął do mnie ręką jak do psa. Brakuje tylko żeby zaczął gwizdać.

Podeszłam do niego i zapytałam:

- Tooo gdzie jesteśmy?

-  Jesteśmy przy restauracji z gwiazdką michelin.

- Ooo... fajnie - serio jedziemy, bardzo kreatywnie myśli.

Weszliśmy do środka i udaliśmy się do
przydzielonego dla nas miejsca. Jay zamówił sobie owoce morza, a ja postawiłam na makaron o nazwie, której nie umiałam przeczytać.

Po około piętnastu minutach nasze dania przyszły, a my zaczęliśmy się nimi delektować.

Co jak co, ale były przepyszne. Może i nie jest to kreatywny pomysł, ale przynajmniej dobrze spędzamy czas.

Uwielbiałam go i może po prostu potrzebowałam więcej czasu, żeby coś do niego poczuć.

Po zjedzeniu kolacji poszliśmy jeszcze kawałek się przejść podziwiając miasto nocą. Jakąś godzinę później staliśmy już pod moim mieszkaniem żegnając się.

- No to... cześć - powiedziałam odwracając się, by otworzyć mieszkanie.

- Czekaj... - odparł na co się odwróciłam.

I wtedy stało się coś czego się obawiałam. Pocałował mnie i jakby to powiedzieć... było strasznie...

Po tym jak usłyszałam już silnik jego samochodu, ruszyłam jak najszybciej w dół klatki. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do Lizz. Musiałam z kimś o tym pogadać...

Po dwudziestu minutach pukałam już do drzwi, które otworzyła mi przyjaciółka ze zdenerwowaną i zestresowaną miną.

- Co ty tu robisz?

- Nie mogę już odwiedzić mojej przyjaciółki - zapytałam.

- Możesz, ale może przyjedź jutro. Jest już późno...

Nie słuchałam jej tylko przekręciłam oczami i weszłam do środka.

- Liv... naprawdę, może przyjedź jutro - powiedziała na co ja ruszyłam w stronę salonu.

- Nie uwierzysz co się działo na tej randce - powiedziałam idąc tyłem tak żeby patrzeć na reakcję Lizz - Jay mnie pocałował - powiedziałam jakby to był koniec świata przekraczając próg salonu - ale...

Lizz zrobiła przestraszoną minę i spojrzała za mnie.

- Ale co - zapytał głos za mną na co zesztywniałam.

Odwróciłam się i zobaczyłam tam osobę o której starałam się zapomnieć...

- Michael... - powiedziałam patrząc na niego w szoku.


Jak wrażenia?

UkładWhere stories live. Discover now