rozdział 24

3.2K 76 10
                                    

Obudziło mnie lizanie po twarzy. Okazało się, że był to Rocky. Tylko jakim cudem skoro nie byłam w swojej sypialni, ani tym bardziej w swoim mieszkaniu.

Wstałam z łóżka i zdałam sobie sprawę, że jestem w samej bieliźnie. Okryłam się szybko kocem i wyszłam razem z psem z pomieszczenia.

Było tu bardzo pięknie i elegancko. Zeszłam po schodach i skręciłam w lewo, wchodząc do ślicznie przystrojonego salonu. Udałam się dalej, otwierając wszystkie pobliskie drzwi.

Ostatnie, które otworzyłam prowadziły do biura.
Była tam mała biblioteczka, stolik i kanapa, a po środku stało biórko z krzesłami. Na jednym z nich siedział właściciel domu. Oczywiście był nim Michael.

Spojrzał na mnie zza stosu papierów i uśmiechnął się podstępnie. Zmierzył mnie całą wzrokiem i powiedział :

- Nie musiałaś się zakrywać, nie ma tam nic czego już nie widziałem - przewróciłam oczami.

- Nie było cię prawie pół roku, wiele mogło się zmienić, a poza tym pewnie krąży tu pełno twoich żołnierzy.

- To się okażę niedługo i nie nie ma tu żadnych żołnierzy. Zostali w poprzednim domu. Chce mieć trochę spokoju - powiedział - twoje rzeczy zaraz powinny przyjechać.

- Przyjechać? Kto je przywiezie - zapytałam.

- Edoardo, też tu wrócił - odparł, a widząc moją szczęśliwą minę dodał - na mnie się tak nie cieszyłaś.

- Oj tam - machnęłam na niego ręką i przytuliłam że szczęścia.

W końcu zobaczę mojego ulubieńca - pomyślałam.

- To co teraz robimy - zapytałam, a on na moje słowa zrobił minę płaczącego kota i ten swój uśmieszek - o nie, nie o tym mówię.

- Ale ja, przecież nie miałem nic na myśli. Możemy zjeść śniadanie i trochę potrenować.

Na jego słowa przytaknęłam głową i ruszyłam szybko do pokoju, aby ubrać na siebie dresy Michaela, a następnie skierowałam się do kuchni.

Po dotarciu nasypałam pieskom jedzenie i dolałam wody, a w tym czasie Michael przygotował już potrzebne nam składniki.

Zdecydowaliśmy się na coś co wybrał brunet, czyli ciabattę.

- Pokrój pomidory i ser, a ja podpieką bułki - powiedziałam.

Po kilku minutach bułki były już podpieczone, a pomidory i ser pokrojone.

- Najpierw trochę pesto, teraz pomidor i szynką - powiedział - a teraz pokrojone plastry sera - dodał wykonując każdą czynność po kolei.

Włożyłam ciabattę na chwilę do piekarnika, aby nie była zimna, a w tym czasie Michael posprzątał trochę kuchnię. Po kilku minutach wyciągłam nasze danie na talerze i zabraliśmy się za jedzenie.

- To jest naprawdę zajebiste - powiedziałam.

- Nie klnij.

- To nie jest przekleństwo - odparłam.

- Jest.

- Nie prawda.

- Prawda.

- Yy yy... - mruknęłam

- Z twoich pięknych ust jest.

Udałam obrażoną i zabrałam się za dokończenie jedzenia. Pogadaliśmy jeszczę chwilę, odpoczywając i poszliśmy na jego prywatną siłownię. Była bardzo duża, zajmowała przestrzeń prawie całego dolnego piętra.

Spiełam włosy w kitkę i po chwili rozgrzewki przeszliśmy do ciosów. Michael podszedł do narożnika ringu, który stał w centrum hali sięgając po tarcze do bicia, małe rękawice i powiedział:

- Najpierw prawa, potem lewa. Pamiętasz jeszcze - spojrzałam na są niego z oburzeniem, bo takich rzeczy się nie zapomina.

Zadawałam cios za ciosem w tarczę, a gdy Michael na chwilę odwrócił się do mnie tyłem zamachnęłam się i uderzyłam go w plecy.

Jego mina wyrażała teraz lekkie zaskoczenie.

- Nigdy nie odwracaj się do przeciwnika plecami, pamiętasz - zapytałam z wrednym uśmieszkiem nawiązując do jego poprzednich słów.

- Co z tobą nie tak - zapytał udając zdenerwowanego, chociaż wogóle mu to nie wychodziło.

- To ty wyjechałeś bez słowa, nie dając mi żadnych wyjaśnień, to z tobą jest coś nie tak.

- To ty zrobiłaś to pierwsza, przypominam.

- Ja zostawiłam chociaż karteczkę - powiedziałam dobrze wiedząc, że to żadne wyjaśnienie.

Pokręcił jedynie głową, nie chcąc się kłócić i przysunął znowu do mnie tarczę.

- Teraz przećwiczysz uderzenia, których potem użyjesz na sparingu ze mną.

- Pojebało cię, przecież ja cię tam zabiję - powiedziałam z wyzywającym uśmieszkiem.

- Ty mnie? Prędzej ja mógłbym ciebie zabić i nie klnij - na ostatnie słowa wystawiłam w jego stronę język.

- Ale tego nie zrobisz. Nigdy nie uderzyłbyś mnie na poważnie - stwierdziłam patrząc głęboko w jego oczy, które wpatrywały się we mnie bez przerwy.

Machnął ręką, jakby się zawstydzał od największego komplementu, a chwilę później wyprowadził pierwszy cios. Trafił delikatnie w moje ramię, po czym powiedział:

- Orientuje się - lekko się zachwiałam, ale mimo tego już po sekundzie zadawałam ciosy w tarczę.

Kilka razy przeklnęłam, za co byłam upominania przez bruneta. Szło mi bardzo dobrze, zawsze trafiałam, do czasu...

W którymś momencie Michael zamachnął się w moją stronę, dezorientując mnie tym. Żeby nie oberwać zaczęłam zadawać ciosy we wszystkie możliwe strony. Dopiero kiedy brunet się pochylił i jęknął z bólu, zdałam sobie sprawę co zrobiłam.

Przez to, że byłam niższa i pochylona, zadałam mu cios poniżej pasa. Złapał się tam ręką i syknął ciche " kurwa".

- Nie klnij mądralo - powiedziałam stojąc nad jego ciałem.

Kucnęłam nad nim, próbując zapanować nad uśmieszkiem, który próbował wkraść się na moje usta.

- Ohh, nie bądź pizdą Michael - powiedziałam obijając rękawicą o rękawicę, gotowa do walki.

- Kobieto, przywaliłaś mi w jaja.

- Oj tam, już się tak nie maż - odparłam podając mu rękę, aby wstał.

Jednak zamiast wstać mężczyzna postanowił pociągnąć mnie za rękę tak, że wylądowałam na jego biodrach. Oparłam dłonie po obu stronach jego głowy nie ukrywając już uśmiechu.

- Jak tam, szefie - spytałam jeszcze bardziej się pochylając.

- Cholernie boli.

- Rodzice mnie zawsze całowali w miejsce, które bolało, wiesz - powiedziałam prowokująco, przejeżdzając tyłkiem przy jego kroczu.

- Yy yy... - przerwało mi chrząknięcie, więc odwróciłam się w tamtą stronę.

Zobaczyłam tam Edoardo, który zbliżał się teraz do nas. Poderwałam się do góry, zostawiając obolałego i podnieconego bruneta w tyle.

Podbiegłam do mężczyzny i wtuliłam się w niego z całych sił, co odrazu odwzajemnił podnosząc mnie do góry i kręcąc wokół własnej osi...






UkładWhere stories live. Discover now