Rozdział 18

69 4 3
                                    

~ ❄︎ ~
❄︎ URODZINY ❄︎

Dziś naszedł w końcu ten jeden dzień, na który czekałam tak strasznie długo. Dziś były moje osiemnaste urodziny. Od rana skałam po zamku, jak wariatka, a wczoraj nie mogłam spać całą noc, bo myślałam tylko o dzisiejszym dniu. Tak bardzo cieszyłam się z tego, że w końcu byłam pełnoletnia. Nawet jeśli w Narnii nie miało to dużego znaczenia, to dla mnie jako osoby z innego świata miało to ogromne znaczenie. Byłam trzecią, która osiągnęła wiek pełnoletności. Pierwszy był oczywiście Piotr, a trzy miesiące temu swoje osiemnaste urodziny miała Zuzanna. Oboje mieli huczne bale, ale ja szczerze wolałam spędzić ten dzień tylko z nimi. Dlatego też powiedziałam im, żeby nie przygotowywali nic wielkiego. Tak też zrobili. Jednak nawet to nie wypaliło, ponieważ Piotrek wyjechał na Samotne Wyspy, aby sprawdzić czy wszystko było tam w porządku. Jako władcy musieliśmy przywrócić pokój w całej Narnii, a to wymagało sporo czasu. Najstarszy z rodzeństwa miał wrócić dopiero późnym wieczorem, wiec mogłam tylko pomarzyć o spędzeniu z nim czasu. Miałam tylko nadzieję, że reszta rodzeństwa nie będzie miała żadnych planów, bo ten dzień chciałam spędzić tylko i wyłącznie z nimi. Właśnie kierowałam się na śniadanie, które mieliśmy zjeść wszyscy razem. Gdy weszłam do powiedzenia z wielkim stołem, zobaczyłam przy nim tylko Edmunda. Chłopak uśmiechnął się promiennie.

- Gdzie dziewczyny? - Zapytałam, zajmując miejsce obok niego.

- Już zjadły. Miały do załatwienia jakąś ważną sprawę z centaurami. - Odpowiedział, sięgając po kromkę chleba, którą ugryzł. Nagle do pomieszczenia weszła  Vanessa, kładąc przede mną moją ulubioną sałatkę z arbuza i brzoskwini. Uwielbiałam owocki na śniadanie.

- Dziękuję. - Odparłam, a kobieta kiwnęła tylko głową, po czym wyszła zostawiając nas samych. - Miałam nadzieję, że dzisiejszy dzień spędzimy wszyscy razem. - Dodałam smutnym głosem, mieszając sałatkę. W tamtej chwili nawet odechciało mi się jeść. Byłam taka szczęśliwa, że były moje urodziny i, że mogłam spędzić je z moimi przyjaciółmi, a ich nawet nie było.

- Ej słońce, nie smuć się. Ja dziś jestem cały do twojej dyspozycji. - Oznajmił dumnie brunet, dotykając mojej dłoni. Uśmiechnęłam się w jego stronę, a on odwzajemnił mój gest.

- Chociaż ty jeden... - Mruknęłam, wkładając kawałek arbuza do ust.

❄︎❄︎❄︎

Do obiadu chodziłam po zamku, nudząc się. Dzisiejszego dnia nawet służba nie chciała ze mną rozmawiać. Nie wiedziałam co zrobiłam źle, że każdy mnie unikał. Dziewczyny przy obiedzie były jakieś nieobecne, tylko Edmund ze mną rozmawiał. Jednak później i on przepadł jak kamień w wodzie. Zdążył mi tylko powiedzieć w trakcie obiadu, abym punkt 14 była w naszej królewskiej stajni. I właśnie tyle go widziałam. Chodziłam w to i z powrotem, w górę i w dół, a ogród to obeszłam chyba z milion razy. Czas dłużył mi się niesamowicie. Czekałam tylko, aż w końcu nadejdzie ta głupia 14. Po bardzo, ale to bardzo długim czasie w końcu nadeszła, a ja właśnie czekałam na Edka w stajni, ale ten głąb spóźniał się już kilkanaście minut. W pewnym momencie myślałam, że po prostu mnie wystawił i chciałam sobie iść, ale nagle jego postać wyłoniła się za wielkich drzwi. Brunet szedł w moją stronę z moim i swoim mieczem. Zaraz, skąd on wziął mój miecz?

- Skąd wiedziałeś, gdzie trzymam miecz? - Zapytałam, odbierając od niego moją własność. W tym samym czasie brunet podał mi białe siodło dla mojego konika.

- Znam cię na wylot, moja droga. - Stwierdził, wchodząc do przedziału, gdzie znajdował się jego wierny rumak Filip. - A tak na marginesie, chowanie takiej broni pod łóżkiem to nienajlepszy pomysł. - Dodał, zakładając siodło na konia. Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami i oburzeniem.

Mój szary świat || Piotr Pevensie Where stories live. Discover now