Rozdział 27

55 3 0
                                    

~ ❄︎ ~

❄︎ LAS ❄︎

Łucja wpadła na wspaniały pomysł, aby wybrać się na rodzinne wyjście do lasu, na grzyby. To był najgorszy pomysł na jaki mogła wpaść. Nie mogliśmy posiedzieć w zamku, porobić coś razem, porozmawiać, pograć w jakieś gry, albo nawet posiedzieć w ogrodzie. Nie! Musieliśmy łazić po puszczy w poszukiwaniu grzybów, których nawet nie było! Nie nawidziłam takich schadzek. Wszędzie było pełno gałęzi i wystających korzeni, a moja długa suknia wcale nie pomagała mi w chodzeniu. Mój koszyk od godziny świecił pustkami. Podobnie z resztą, jak Piotrka. Tylko, że on w przeciwieństwie do mnie pochwalał pomysł Łucji. Był zdania, że rodzinny wypad do lasu to świetny pomysł. Tylko, że przez pół godziny, krążyliśmy po lesie tylko we dwójkę, ponieważ Wielki Przewodnik Piotr zgubił drogę. Jeszcze próbował udawać, że świetnie wiedział dokąd idzie.

- Wiesz dokąd iść? - Zapytałam, idąc za nim. Trzymałam suknie, aby się nie przewrócić, ale i tak prawie potknęłam się o wystający korzeń. Nigdy więcej nie dam się na mówić ma żadne grzybobranie. Choćby mieli mnie siłą wyciągać, nie ma mowy.

- Oczywiście, znam Narnię jak własną kieszeń. - Odpowiedział dumnie, idąc cały czas przed siebie. Przewróciłam oczami, ale dalej szłam blisko niego, aby i go nie zgubić. Chyba bym oszalała, gdybym została w tej puszczy sama. Usłyszałam nagle jakiś huk. Spojrzałam na mojego męża, który leżał na ziemi, w stercie jakiś gałęzi. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam głośnym śmiechem. - Bardzo śmieszne. - Burknął, gdy już stał na równych nogach, otrzepując się z kurzu. Dalej powstrzymywałam śmiech. To była najlepsza rzecz w tym grzybobraniu. Niespodziewanie usłyszałam dziwne chrząkanie.

- Słyszałeś to? - Zapytałam, a on natomiast patrzył przerażony na coś za mną.

- Maddie, uciekaj! - Krzyknął mój mąż, łapiąc mnie za rękę. Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam wściekłego dzika, który głośno zaryczał, po czym zaczął nas gonić. Dlaczego on nas gonił i wydawał się być zły? Biegłam ile sił w nogach za Piotrkiem, a długa suknia wcale mi tego nie ułatwiała.

Postanowiliśmy wspiąć się na drzewo. Pierwszy szybko wskoczył na nie mój mąż, a następnie podał mi dłoń, wciągając mnie na dosyć wysoką gałąź.

- Żyje w Narnii tyle lat i pierwszy raz widzę tutaj dzika. - Oznajmił przerażony, ciężko oddychając. Ja również próbowałam unormować oddech, ponieważ takie maratony nie były dla mnie.

- Dziwne, że nie mówi. - Dodałam, patrząc z dołu na zwierze, które chrumkało groźnie i chrząkało.

- Po prostu poczekajmy tutaj, aż mu się znudzi i sobie pójdzie. - Piotrek wzruszył ramionami.

- Nie wygląda jakby chciał sobie pójść. - Powiedziałam, dalej zerkając na dzika, który zaczął uderzać głową w pień drzewa. Pevensie objął mnie mocno ramieniem, abym nie spadła, a ja przysunęłam się bliżej niego.

- Przecież nie będzie tak stał w nieskończoność. - Odparł blondyn, również wpatrując się w dzikie zwierze, które usiadło teraz spokojnie i wpatrywało się w nas. Wyglądał, jakby nas podsłuchiwał.

- Albo będzie czekał, aż umrzemy z głodu.

- Myślę, że nie jest na tyle mądry, aby na to wpaść. - Prychnął Piotrek, a wtedy dzik mocniej uderzył głową w drzewo, po czym spojrzał na nas. Potem ułożył się wygodnie na trawie, cały czas na nas obserwując. To było strasznie przerażające.

Mój szary świat || Piotr Pevensie Where stories live. Discover now